W mijającym roku sztuka polska odniosła spektakularny sukces. Para twórców Nicolas Grospierre i Kobas Laksa, wspierana przez kuratorów Grzegorza Piątka i Jarosława Trybusia, otrzymała na Biennale Architektury w Wenecji najwyższe wyróżnienie – Złotego Lwa.
Jednak, co mnie osobiście niezmiernie zdziwiło, tylko jeden z nominujących uwzględnił ów fakt w swoich notowaniach. Ale taka jest już polska scena artystyczna początku XXI w.: zdecentralizowana, wciąż poszukująca gwiazd, bez wyraźnych faworytów. Gwałtownie przybywa nowych prywatnych galerii, instytucji artystycznych, blogów i internetowych pism o sztuce, a każdy stara się promować innych młodych twórców. O zgodność opinii jest więc bardzo trudno, a artyści ledwie wkraczający do publicznego obiegu są przez krytyków doceniani w takim samym stopniu jak twórcy o znaczącym już dorobku. Grospierre i Laksa mieli pecha, zdobywając nagrodę w dziale „architektura”, choć ich projekt jak najbardziej mieścił się w kategorii sztuk wizualnych. Gdyby triumfowali na Biennale Sztuk, być może krytycy spojrzeliby na nich łaskawszym okiem.
Pewną próbą uporządkowania sytuacji była wystawa w CSW Zamek Ujazdowski „Establishment (jako źródło cierpień)”. Jej kuratorzy starali się przekonać, że do gry o miejsce w polskiej sztuce współczesnej włącza się właśnie kolejne, nowe pokolenie. Jakiś efekt uzyskali, albowiem wśród pokazanych tam młodych artystów aż czwórka została zgłoszona do tegorocznej nagrody Paszportów „Polityki”. Nowych nazwisk pojawiło się zresztą więcej. W tej sytuacji aż dziw bierze, że udało się wyłonić trzech (bo są to tym razem sami mężczyźni) twórców, którzy otrzymali oficjalne nominacje. Można powiedzieć, że decydowały wręcz pojedyncze głosy krytyków sztuki.
Z tej trójki dwaj to twórcy w środowisku już dość dobrze znani i uznani.