Archiwum Polityki

Oskarżony oskarża

Są dwie sprawy Marka Dochnala. Pierwsza obejmuje przestępstwa, o które jest podejrzewany. Druga – to śledztwo prowadzone pod specjalnym politycznym nadzorem, a zwłaszcza trzyipółroczny „areszt wydobywczy”. Rzecz bez precedensu we współczesnej Europie. Przypominając „sprawę Dochnala” dajemy głos oskarżonemu, właśnie ze względu na to, co opowiada o samym przebiegu śledztwa. Bo działalność wymiaru sprawiedliwości to już nie jest sprawa Dochnala, ale wszystkich obywateli.

Lobbysta Marek Dochnal w areszcie spędził prawie trzy i pół roku od września 2004 r. do lutego 2008 r. Jest oskarżony o korumpowanie posła Andrzeja Pęczaka oraz o tzw. pranie brudnych pieniędzy. Zdaniem śledczych Dochnal dał Pęczakowi wartego prawie pół miliona złotych Mercedesa, opłacał jego kierowcę, podarował telefon komórkowy i kilkaset tysięcy złotych za to, by poseł przekazywał mu kluczowe informacje dotyczące prywatyzacji firm branży energetycznej. Oskarżony nie przyznał się do winy. Proces Dochnala toczy się przed sądem w Pabianicach – ale toczy się tylko w teorii, bo od września 2007 r. nie udało się go rozpocząć.

Przez kilkanaście godzin przeglądałem zgromadzone w pabianickim sądzie akta sprawy. Tych stu czterech burobrązowych teczek akt prokuratorskich i sądowych z pewnością nikt nie ważył, ale na oko to minimum 300 kg dokumentów. W rzeczywistości akt sprawy jest więcej. Przynajmniej 11 kolejnych tomów to akta ściśle tajne. Mają do nich dostęp, oprócz sędziów prowadzących sprawę – tylko oskarżyciele, oskarżeni i ich adwokaci. Wolno je czytać wyłącznie w kancelarii tajnej sądu.

Pierwsze tomy akt to stenogramy z podsłuchów Dochnala, jego asystenta Macieja Popendy i posła Pęczaka. Brak jednak informacji, na jakiej podstawie zaczęto ich podsłuchiwać. – Dziś nie jest dla mnie tajemnicą, że byłem inwigilowany, ale podsłuchy stosowano do innej sprawy, dotyczącej prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej. Informacje o tym są w tajnych aktach mojej sprawy – mówił w TVN Dochnal.

Tajny jest także protokół przesłuchania Andrzeja Barcikowskiego, szefa ABW w czasach, gdy premierem był Leszek Miller. Na zeznania Barcikowskiego powołują się obrońcy oskarżonych w jednym z wielu zażaleń na stosowanie tymczasowych aresztów. Szef ABW miał przyznać w tajnych wyjaśnieniach, że specsłużby stosowały podsłuchy w innej sprawie.

Polityka 10.2008 (2644) z dnia 08.03.2008; Temat tygodnia; s. 12
Reklama