Archiwum Polityki

Pukanie do synagogi

Jak to właściwie jest we współczesnej Polsce powiedzieć sobie: jestem Żydem?

Katarzyna Derecka lubi moment, kiedy podczas Rosz Haszana (Nowego Roku) Żydzi idą w Warszawie z placu Grzybowskiego nad Wisłę, żeby spełnić tradycję Taszlich, symbolicznego strząśnięcia grzechów do wody, i odmówić modlitwę Trzynastu Atrybutów Boskiego Miłosierdzia. Kolumna kilkudziesięciu osób w asyście policji przechodzi przez plac Piłsudskiego i dalej ulicą Karową nad rzekę.

– Wtedy wszyscy widzą, że Żydzi są w Polsce, że jest nas coraz więcej – mówi Katarzyna Derecka.

Miała 12 lat, gdy czytała o Holocauście i szukała Żyda, żeby zobaczyć, co jest w nim takiego złego, ale wtedy żadnego nie spotkała. Po wielu latach znalazła go w sobie. Była blisko czterdziestki, miała męża, syna – dziś nastolatka, mieszkanie w podwarszawskiej dzielnicy – wymarzone, niedaleko lasu i blisko miasta. Kiedy urodził się Lew, wspólnie z mężem zadecydowali, że on zajmie się dzieckiem i domem. Nie spodziewała się żadnych rewolucji w swoim poukładanym, spokojnym życiu, kiedy dowiedziała się, że jej ojciec ma żydowskie korzenie. To było 6 lat temu.

Dziadkowie Katarzyny byli zasymilowanymi Żydami z Kresów Wschodnich, dziadek służył w polskim wojsku, zginął w 1941 r., babcia zmarła jeszcze przed wojną. Ojciec Katarzyny nigdy nie wrócił do swoich korzeni, kontakt z nim urwał się wiele lat temu, po rozwodzie rodziców. Kiedy umarła druga babcia Kasi, mama poczuła się w obowiązku zdradzić rodzinną tajemnicę, zanim odejdą wszyscy, którzy ją znają.

– Ci, którzy przeżyli Zagładę, wiele lat starali się nie wracać do bolesnej przeszłości – wyjaśnia Krzysztof Szwajca, psychiatra, członek zespołu terapeutycznego, który pod kierownictwem prof.

Polityka 44.2007 (2627) z dnia 03.11.2007; Ludzie; s. 102
Reklama