Janusz Wróblewski: – Kim był Danny Pearl, bohater pana filmu?
Michael Winterbottom: – Amerykańskim dziennikarzem, korespondentem „The Wall Street Journal”, szefem południowo-azjatyckiego oddziału tej gazety. Został porwany, a następnie w okrutny sposób zamordowany przez islamskich fundamentalistów. Tragedia rozegrała się w styczniu 2002 r. na przedmieściach Karaczi w Pakistanie, dokąd trafił przygotowując artykuł na temat działalności terrorystycznej Richarda Reida, islamskiego fanatyka, który próbował wysadzić samolot lecący do Miami.
W Internecie krąży film z egzekucji nagrany przez porywaczy. Obcięli ofierze głowę, a następnie poćwiartowali ciało. Czy Pearl musiał zginąć?
Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana. Mimo błyskawicznego śledztwa i procesu wytoczonego domniemanym zabójcom Pearla nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o motywy ich działania. Wiadomo, że arabscy porywacze uważali dziennikarza za agenta CIA i Mosadu, że przed śmiercią sam z dumą wyznał im, że jest Żydem pochodzącym z bardzo znanej i zasłużonej w Izraelu rodziny. Bernard-Henri Levy, znany francuski filozof, który napisał książkę „Who Killed Daniel Pearl?”, poświęconą wyjaśnieniu kulis tej zbrodni, twierdzi jednak, że te pomówienia i informacje nie miały wpływu na decyzję zabójców. Ponoć została ona podjęta na długo, zanim został porwany. Stawia też wiele innych kontrowersyjnych tez.
Jakich na przykład?
Umawiając się na spotkanie z szejkiem Mubarakiem Gilanim, liderem ekstremistycznej organizacji szkolącej Reida, Pearl wpadł w pułapkę zastawioną przez Omara Saeed Sheikha, muzułmanina wychowanego i wykształconego w Londynie. W latach 90. ubiegłego stulecia terrorysta odsiadywał wyrok w hinduskim więzieniu za uprowadzenie zakładników w celu wymuszenia okupu.