Oczekiwana i szumnie zapowiadana debata między Aleksandrem Kwaśniewskim a Jarosławem Kaczyńskim nie przyniosła niespodzianek i zaskoczeń. Były prezydent bronił dorobku ostatnich kilkunastu lat, politycznej metody dialogu i drwił z nieudolności obecnego rządu oraz jego propagandowego zadęcia. Premier, w swoim stylu, wypominał, że poprzednicy stworzyli patologiczny „system korupcyjno-korporacyjny” i rządzili w imieniu elit. Ale i tak, w zestawieniu z tandetnymi widowiskami i filmikami wyborczymi, mieliśmy przynajmniej element bezpośredniej konfrontacji. Debata jest i będzie oceniana w kategoriach sportowych: kto wygrał? Tzw. twardy elektorat PiS i LiD nie będzie miał tu wątpliwości. Potencjalni wyborcy nieobecnej PO zapewne częściej kibicowali Kwaśniewskiemu niż Kaczyńskiemu, ale nie wydaje się, aby były prezydent, któremu premier przy każdej okazji wypominał wpadki i pezetpeerowskie pochodzenie, mógł podebrać Platformie znaczącą grupę wyborców. Retorycznie Kwaśniewski wypadł lepiej, był swobodniejszy, miał chyba więcej celnych ripost, ale i premier dość zręcznie mijał niewygodne kwestie. Każdy wrócił do swojego obozu żywy. Prawdziwy wynik debaty poznamy 21 września. Stawkę zdefiniował były prezydent: jak najszybciej odsunąć PiS od władzy. Dla tych, którzy podzielają ten pogląd, Kwaśniewski okazał się sprawnym sojusznikiem.