Mirosław G. wyszedł z aresztu w piątek, dokładnie o 19.01. Kilka godzin wcześniej w sądzie apelacyjnym wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej dr Andrzej Włodarczyk wyjaśniał, dlaczego złożył poręczenie osobiste za lekarza, którego słabo znał. – Nie wierzę w jego winę – mówił. – W stanie wojennym siedziałem w więzieniu. Wiem, jak tam łatwo złamać człowieka.
Mirosława G. kilkumiesięczny areszt nie złamał, ale wystawił na ciężkie doświadczenie. – Padłem ofiarą zmowy – powiedział dziennikarzom czekającym pod murem kryminału. – Dziękuję tym, którzy nie uwierzyli w moją winę.
Przypomnijmy: słynnego kardiochirurga w lutym zatrzymali w świetle jupiterów funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wszystko przypominało dobrze wyreżyserowany spektakl. Lekarza zakuto w kajdanki w szpitalu na oczach personelu i pacjentów. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zorganizował specjalną konferencję prasową, podczas której ujawnił, że Mirosław G. jest podejrzany nie tylko o korupcję, ale i o zabójstwo. Minister zarzut zabójstwa sformułował przesądzająco, tak jakby ten fakt był już dowiedziony. On i szef CBA Mariusz Kamiński mówili o porażających efektach śledztwa, o sile dowodów i o wynikającym z nich obrazie przestępczej, zbrodniczej działalności lekarza.
Obserwatorzy od początku byli sceptyczni, bo argumentacja ministra brzmiała naiwnie. Ale niektóre media uwierzyły ministrowi na słowo. Tytuły na pierwszych stronach gazet krzyczały: Doktor Śmierć!
Długa lista zarzutów
Człowiek nazwany Doktorem Śmierć to wysokiej klasy specjalista od przeszczepów serca. W Polsce jest zaledwie kilku lekarzy o podobnych umiejętnościach. Uczestniczył w kilku tysiącach transplantacji, a samodzielnie dokonał ponad 330 przeszczepów.