Archiwum Polityki

Partyjna legitymacja

Ostatnio słyszeliśmy, że Marek Jurek odchodząc z Prawa i Sprawiedliwości, rzucił na stół legitymację partyjną. Europoseł Michał Kamiński uroczyście ogłosił na kongresie partii, że prezydent Lech Kaczyński oddał legitymację partyjną z numerem jeden. Ale żeby rzucić legitymację lub uroczyście oddać, trzeba ją najpierw mieć. A działacze Prawa i Sprawiedliwości nie mają i nigdy nie posiadali takiego dokumentu.

Jednak już wkrótce wszyscy, którzy zasilają szeregi PiS, będą mieli na to dowód w ręku. – Rzeczywiście nie mamy legitymacji partyjnych, ale zbieramy dane naszych działaczy i niedługo każdy otrzyma legitymację w postaci karty chipowej, na której będą wszelkie dane personalne, informacja o wpłatach i przynależności do okręgu – zapowiada Joachim Brudziński, sekretarz generalny PiS. Ale dla wielu posłów PiS legitymacja świadcząca o przynależności do partii nie ma wielkiego znaczenia. – Ona nie jest do niczego potrzeba, a prezydent oddał fikcyjną, żeby to ładnie w telewizji wyglądało – mówi anonimowo poseł – członek prezydium klubu PiS. Podobnie myślą w Platformie Obywatelskiej. Grzegorz Dolniak, wiceprzewodniczący klubu PO, wyjaśnia, że o przynależności partyjnej decyduje świadomość, a nie papier.

Wierni innym klubowym partiom mają swoje legitymacje. Dla Sandry Lewandowskiej z Samoobrony ma ona duże znaczenie: – Jak mi ktoś powie, że nie jestem w Samoobronie, to wyjmę legitymację i udowodnię. Ale jej współtowarzysz w egipskich wojażach Janusz Maksymiuk ma inne zdanie: – Z legitymacją czasem są kłopoty, bo już się zdarzało, że kogoś usunęliśmy z partii, a on machał legitymacją i chwalił się, że jest w Samoobronie. Ludzie Polskiego Stronnictwa Ludowego noszą zielone książeczki legitymacyjne.

Polityka 21.2007 (2605) z dnia 26.05.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 17
Reklama