Archiwum Polityki

Anty-Marianna

Na polskie ekrany wchodzi właśnie film Oliviera Dahana „Niczego nie żałuję. Edith Piaf”. Po raz kolejny przypomniano znaną z biograficznych książek historię i po raz kolejny okazuje się, że melodramat może mieć siłę mitu, który trwa niezmiennie, choć wszystko wokół się zmienia.

Świat ją kochał, ale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Przez pięć lat zarabiała śpiewaniem na ulicach, zanim zauważył ją Louis Leplée, właściciel paryskiego klubu Gerny’s, i zaoferował angaż. Jej głos, silny i szorstki, zwracał uwagę każdego, aczkolwiek nawet zauroczony nim Leplée mówił o niej „nieoszlifowany diament”. Po wojnie, gdy była już powszechnie znana we Francji, wyruszyła na pierwsze tournée do Ameryki, ale i tam nie od razu podbiła serca widowni. Drobna i niska (zaledwie 147 cm wzrostu), występująca w skromnych, przeważnie czarnych sukienkach, wydawała się zupełnie nie pasować do wymogów show-biznesu. Mimo to w połowie lat 50. była już najlepiej zarabiającą piosenkarką na świecie.

La Môme (wróbelek) Piaf – tak nazwał ją Leplée, uznając, że jej prawdziwe nazwisko, Gassion, nie nadaje się do kabaretu miała za sobą ciężkie doświadczenia i nie przypadkiem Bruno Coquatrix, dyrektor paryskiej Olimpii, mawiał, że „całe jej życie to zemsta za upiorną młodość”. Edith Giovanna Gassion, córka wędrownego akrobaty i ulicznej śpiewaczki, porzucona przez matkę wychowywała się w burdelu, potem towarzyszyła ojcu w jego występach, zajmując się zbieraniem pieniędzy od widzów, by wreszcie w wieku 15 lat rozpocząć samodzielne życie. Żyła, jak jej matka, z ulicznego śpiewania, a jej najbliższym otoczeniem było środowisko drobnych złodziei, alfonsów i prostytutek. Był 1930 r., Francja ociężale podnosiła się z kryzysu, zaś takie jak mała Edith uliczne szansonistki, przeganiane z miejsca na miejsce przez żandarmów, należały do paryskiego folkloru nędzy, podobnie jak gawrosze i kloszardzi.

Upiorna młodość miała niemałe znaczenie dla drogi artystycznej przyszłej gwiazdy.

Jean-Dominique Brierre, biograf idoli francuskiej estrady, porównywał Piaf do czarnych artystek bluesa – Billie Holiday czy Bessie Smith.

Polityka 19.2007 (2603) z dnia 12.05.2007; Kultura; s. 74
Reklama