Jaś Kapela, Życie na gorąco, Korporacja Ha!art, Kraków 2007, s. 58
Co łączy Kazimierę Szczukę, Lwa Rywina, Adama Michnika, Annę Dymną i Michelle Pfeiffer? To bohaterzy najnowszego tomiku nowej gwiazdy współczesnej poezji polskiej – Jasia Kapeli, znanego w środowisku literackim slamera. Mogłoby się wydawać, że zbieg znanych nazwisk to tani zabieg, który ma zainteresować wierszem, nabłyszczyć go, ogrzać w cieple cudzych fleszów. Ale to kod wyznawców popkultury, a przecież wszyscy nimi jesteśmy. Wiersze Kapeli to teksty medialne, fotogeniczne, budowane specjalnie na slamy – powinny być jak superstar, wysyłać prosty komunikat i wrzeszczeć do mikrofonu „I love you!”. Są błyskotliwe, dowcipne, ironiczne, stosownie krótkie i chwytliwe. Jak popularna piosenka. To wiersze – plotki, które można przekazać koleżance z pracy: „Widziałem Janusza Gajosa/śpiącego w intercity./Siedział z ustami otwartymi/w stronę nieba,/wyglądał jak martwy lewiatan”.
Już sam tytuł zbioru „Życie na gorąco” – zapowiada plotkarski wymiar książeczki. Wrażenia dopełniają widniejące na okładce reklamowe hasła: „jaśkapela superstar” czy „Bóg honor niskie ceny!” – to w rzeczywistości tytuły wierszy. Kabaretową konwencję podtrzymuje nawet notka biograficzna: „Jaś Kapela – podmiot liryczny. Czuły, odpowiedzialny, szczery, z poczuciem humoru, ma w sobie to coś”.
A że ktoś kiedyś umieścił poezję na platformie „kultury wysokiej”? Dajmy spokój anachronizmom. Nadchodzi era poezji pop, dzięki której spędzimy „Wieczór z Michelle Pfeiffer”, rozwiążemy „Problem Wodeckiego” i wnikniemy w „Wiersz interwencyjny dla Ewy Drzyzgi”.