Archiwum Polityki

Czasem spotykam ducha

Rozmowa z prof. Pawłem Lampe, chirurgiem ze Śląskiej Akademii Medycznej, o nastrojach wśród lekarzy

Barbara Pietkiewicz: – Sukces w pana specjalności zdarza się chyba nieczęsto? Rak trzustki w potocznej opinii to wyrok.

Paweł Lampe: –Ależ nie, to mit. Wycinamy co roku 70 nowotworów trzustki, myślę, że najwięcej w Polsce. Ratujemy, a w każdym razie przedłużamy życie, wielu chorym, zwłaszcza odkąd ruszyła terapia skojarzona. Ale techniczne sukcesy zdarzają się codziennie. Najlepiej wiedzą o tym pielęgniarki operacyjne.

Tak się na tym znają?

Wiedzą, przy którym chirurgu operacja idzie, a przy kim nie bardzo. Nie muszę im mówić, jakie narzędzia mają mi podawać. One wiedzą to lepiej ode mnie. Jeśli odejdzie choć jedna, nie ma jak operować.

Co sprawia, że przy jednych lekarzach operacja idzie, a przy innych nie?

Jeśli ktoś z młodych operatorów zrobi właściwy ruch, nie będzie bał się powtórzyć. W przeciwnym razie będzie się ograniczał do bezpiecznych. Jedni i drudzy chirurdzy – i zachowawczy, i odważni są potrzebni. Pracuję często w trzech salach, w których jednocześnie odbywają się operacje, ale nie otwieram i nie zszywam pacjentów.

Polskiej chirurgii nie musimy się chyba wstydzić?

Nie jesteśmy gorsi od innych chirurgów europejskich, a często nawet lepsi. Mieliśmy w Polsce kilkanaście świetnych stajni chirurgicznych. Musi być w takiej stajni dobry materiał genetyczny, masztalerze, pastwiska. Musi być zachowana pewna ciągłość tradycji, pewien zestaw sposobów zachowania. Bez takiego zespołu nie da się zrobić dobrego chirurga nawet z najbardziej utalentowanego człowieka.

Pan jest z jakiej stajni?

Profesora Stanisława Szyszko. Tam się fenomenalnie uczyło chirurgii. Wszystko było, chirurgiczna wieża Babel po prostu.

Polityka 19.2007 (2603) z dnia 12.05.2007; Kraj; s. 44
Reklama