Obecna koalicja traktuje gospodarkę jako priorytet drugiego planu. Ważniejsze są dla niej sprawy ideologiczne i personalne. Dzięki temu przedsiębiorcy dostali chwilę wytchnienia – przekonuje dr Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Niestety, to się może zmienić, bo premier zadeklarował niedawno, że po załatwieniu najważniejszych spraw ideologicznych (likwidacja WSI, powołanie CBA, lustracja) rząd zajmie się gospodarką. Kusi „pakietem Kluski”, jednak w Sejmie czekają projekty ustaw, które przedsiębiorców napawają grozą. Zwłaszcza zmiany w ustawie o inspekcji pracy, które przewidują mordercze kary w przypadku dość dyskusyjnych wykroczeń.
– To taka polityka kija i marchewki. Tyle że marchewka jest chuda, natomiast kij gruby – komentuje dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, dyrektor departamentu analiz ekonomicznych Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.
Aktywna polityka gospodarcza państwa – to hasło wśród przedsiębiorców nie wywołuje entuzjazmu. Wiedzą, że wiele im państwo nie pomoże, ale zaszkodzić może, i to bardzo. A żal by było, bo polska gospodarka od dawna nie miała się tak dobrze. W 2006 r. wzrost produktu krajowego brutto (PKB) wyniósł 5,8 proc. To ogromne przyspieszenie, bo rok wcześniej musieliśmy się cieszyć z mizernych 3,5 proc. W 2006 r. wartość polskiego PKB wyniosła 1046,6 mld zł (269,7 mld euro), czyli po raz pierwszy przekroczyła już bilion złotych. To niewiele więcej niż osiągnęła Austria, ale aż 3,5 razy mniej niż podobna do Polski pod względem wielkości Hiszpania. Na jednego mieszkańca naszego kraju – według Europejskiego Urzędu Statystycznego Eurostat – przypada ok. 7,1 tys. euro, o 700 euro więcej niż rok wcześniej.