Eksperyment IV RP zawiódł, bo był oparty na fałszywych przesłankach, pochopnie uogólnionym obrazie rzeczywistości, złudzeniach spowodowanych inklinacjami do magicznego myślenia, na mitomańskich skłonnościach i paranoi. Rozmaite mentalne patologie wypełniły w projekcie IV RP próżnię pozostawioną przez mgliste wyobrażenie o funkcjonowaniu prawa, gospodarki, więzi społecznych i demokracji. Ale to nie znaczy, że koniec musi być definitywny.
Ideolodzy, politycy, piewcy i wyznawcy IV RP byli (niektórzy wciąż są) jak żeglarze sprzed wieków, którzy wierzyli, że świat jest okrągły i płaski jak moneta, więc wyruszali w podróż na jego kraniec. Płynęli jednak, płynęli, a krańca świata nie było. Były tylko kolejne głębie, mielizny i wyspy, a czasami lądy pełne dzikich zwierząt, ludożerców i chorób odbierających rozum. Jak oni nie mogli odnaleźć krańca świata, który nie istnieje, tak PiS nie mógł odnaleźć czubka czy jądra nieistniejącego układu, który miał całą Polskę oplatać, spowijać czy pętać mafijnymi lub agenturalnymi szarymi sieciami. Ponieważ zaś żeglarze pisowskiej rewolucji cały świat objaśniali działaniem wciąż niewidocznego układu, nie byli zdolni do czerpania nauki z własnego doświadczenia.
Kiedy już przetrząsnęli wszelkie możliwe archiwa i nie odkryli w nich wszechpotężnych agentów, uznali, że widać są oni tak potężni, iż nawet odnaleźć się ich nie da. Kiedy wieloletnie areszty wydobywcze nie mogły zmusić podejrzanych do złożenia dających się potwierdzić zeznań obciążających politycznych rywali, wytłumaczyli sobie, że widocznie przestępcy wolą więzienie od zemsty wszechmocnego układu i liczą na jego wdzięczność, gdy odzyskają wolność. Gdy nawet najbardziej zaufani prokuratorzy nie mogli namierzyć oplatającej Polskę mafijnej struktury, wyznawcy Jarosława Kaczyńskiego uznali, że widać i ci prokuratorzy są związani z układem.