Odetchnęliśmy z ulgą, gdy rzecznik pani minister Fotygi starał się zatrzeć złe wrażenie po niefortunnym wywiadzie dla „IHT”, w którym określiła Niemcy i Rosję jako naszych „historycznych wrogów”. Aż tu niedawny wicepremier Giertych zawnioskował, by przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Hansa Pötteringa uznać w Polsce za persona non grata za wystąpienie na zjeździe niemieckich przesiedleńców (tzw. wypędzonych). Tymczasem Pöttering cytował list polskich biskupów, wzywał do pojednania polsko-niemieckiego i przekonywał „wypędzonych”, że pamięci i żałoby nie można nadużywać, by ponownie dzielić Europę, i że nie ma dziś miejsca na materialne roszczenia. To chyba dobrze, prawda? Może by ktoś z naszych polityków przemówił kiedyś na tym zjeździe? Problemy chyba trzeba rozwiązywać, a nie je podsycać?
Uwierzyłbym w dementi Fotygi, gdyby nie nowe rewelacje premiera Kaczyńskiego. Na rozgrzewkę przed wyborami ostrzega, że gdyby PO wygrała, podda nasz ukochany kraj niemieckiej dominacji. Wcale nie dlatego, że dziadek Tuska był w Wehrmachcie, ale dlatego, że europosłowie PO są w Europejskiej Partii Ludowej, „co, niestety, oznacza dziś akceptację dominacji niemieckiej”. Właśnie dobrze, że PO jest w Partii Ludowej, gdyż jest to odpowiednie forum dialogu i wpływów: duża europejska partia. Bardzo źle, że rządząca w Polsce partia zapisała się do UEN, marginalnej i mało znaczącej, bo od razu dała dowód, że chce dyskusji bezpośrednich unikać.
Platforma niech się broni sama. Ale widać, że w kampanii wyborczej PiS będzie zajeżdżać antyniemiecką kobyłę. Podobnie czynić będą przystawki, które, jak słyszymy, wystąpią przeciw traktatowi europejskiemu, bo Europa ich zdaniem będzie pomagać rewizjonistom i odwetowcom niemieckim w odebraniu Polakom starych ziem piastowskich.