Po niezwykłej karierze, jaką zrobiło pojęcie inteligencji emocjonalnej (to zdolność rozpoznawania uczuć własnych i innych osób, kierowania się emocjami; w opozycji do inteligencji poznawczej, czyli umiejętności czysto intelektualnych), przyszła pora na inteligencję społeczną. O rozpoznawaniu i wzbogacaniu składających się na nią dyspozycji, a także o sposobach, jak radzić sobie z tymi, których inteligencja społeczna jest poniżej normy, pisze Karl Albrecht w swojej książce, robiącej właśnie karierę na całym świecie.
Przygody konwersacyjne
Telefon. Miły kobiecy głos informuje mnie, że dzwoni z pewnej firmy ubezpieczeniowej. Zanim porozmawiamy – głos nie pozwala mi dojść do słowa – muszę pana poprosić o weryfikację danych.
Zanim porozmawiamy? Ale ja nie mam teraz czasu, by rozmawiać. W tym momencie teleoperatorka ciężko wzdycha: To proszę mi chociaż powiedzieć, czy ma pan swojego agenta ubezpieczeniowego. Jeśli tak – nie daje mi szansy na odpowiedź – rozumiem, że jest pan z niego zadowolony?
Ta przygoda konwersacyjna mogłaby się znaleźć w książce Karla Albrechta, która wypełniona jest w znacznej mierze scenkami z życia, ukazującymi, czym jest i gdzie zawodzi inteligencja społeczna. Opisana historyjka byłaby przykładem tego, co autor nazywa społecznym nieświeżym oddechem: konwersacyjnym odpowiednikiem nieprzyjemnego zapachu z ust, charakterystycznym dla nieautentycznych, nieprzemyślanych, nieprzyjemnych po prostu form kontaktu. Zresztą Albrecht w swojej książce odnosi się wprost do teleoperatorów: „Myślę o tym, jak o słuchaniu kogoś, kto nauczył się słów, ale nie zna melodii; po tysiącu takich recytacji mózg przedstawiciela handlowego przechodzi w tryb automatyczny i emituje coś w rodzaju wiadomości nagranej na taśmie”.