Jesteśmy jedną z najbardziej robotnych nacji w Europie i w pracy spędzamy blisko 43 godz. tygodniowo, podczas gdy Szwedzi 37,1, a Holendrzy zaledwie 32,6 godz.; zatem nie ma co się dziwić, że wszyscy czekamy na urlop. A gdy już nadejdzie, pojawia się koszmar minionego lata, czyli nuda.
Pół biedy, kiedy mamy alibi do nudzenia się, np. dobrą pogodę i możemy leżeć plackiem na plaży, z zawiścią patrząc na bawiące się (jednak!) dzieci. Ale gdy przyjdzie niż, słota, to wówczas z całą bezwzględnością i siłą staje przed nami pytanie: co zrobić z nudą?
Jak twierdzi Mihalyi Csikszentmihalyi (profesor psychologii i edukacji na Uniwersytecie Chicago), nie ma nigdy dobrego usprawiedliwienia dla nudy. Cóż z tego, kiedy wydaje się, że jedynym sposobem na przezwyciężenie tego stanu jest próba nauczenia się szybkiego i bezbłędnego wymawiania nazwiska tego wybitnego amerykańskiego naukowca?
Co to jest nuda?
Nuda... Na samą myśl robi się nieciekawie. A nawet odrobinę nudno, skoro nawet badań psychologicznych poświęconych temu zagadnieniu jest nie za wiele.
Każdemu z nas znany jest ten stan i każdy z nas mógłby się pokusić o własną definicję nudy, gdyby mu się tylko bardzo nudziło. Jak podaje Wikipedia, nuda to negatywny stan emocjonalny, polegający na uczuciu wewnętrznej pustki i braku zainteresowania, zwykle spowodowany jednostajnością, niezmiennością otoczenia, brakiem bodźców, a czasami chorobą (również lokomocyjną). Ktoś mógłby z tego wysnuć wniosek, że za przeżywanie tego niemiłego stanu odpowiada otoczenie, jeśli nie jest wystarczająco zabawne i frapujące, a my – jako osobnicy zewnątrzsterowni i pasywni konsumenci rozrywki – ulegamy nudzie, traktowanej jako forma frustracji lub stresu.