Archiwum Polityki

Kosmopolka

Rozmowa z Patrycją Kaczmarską, córką Jacka Kaczmarskiego, o odkrywaniu Polski, ojca i siebie samej.

Joanna Podgórska: – Czy masz już polski paszport?

Patrycja Kaczmarska: – Nie, mam kartę pobytu do końca roku. Na razie jestem legalną cudzoziemką. Mam zabytkowy paszport wydany jeszcze za PRL, ale już nieważny. Moja mama, emigrując w 1994 r., zrzekła się polskiego obywatelstwa, niestety także w moim imieniu. Teraz próbuję je odzyskać. Mój prawnik próbuje to załatwić w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, ale są jakieś trudności. Z łatwością dostałabym polskie obywatelstwo, gdybym zrzekła się australijskiego, a tego nie chcę.

Dlaczego twoja mama zrezygnowała z polskiego obywatelstwa?

Nie sądziła, byśmy kiedykolwiek miały tu wrócić, choć teraz sama zaczęła rozważać przyjazd do kraju. Wyjeżdżaliśmy do Australii, tam miała być nasza przyszłość. Ojciec też tak myślał.

Myślisz, że mama chciała cię trzymać z daleka od Polski?

Mama nigdy nie chciała mnie trzymać z daleka od niczego, poza świadomością tego, kim jest w Polsce mój ojciec.

Dlaczego?

Nie wiem. Pierwsze lata życia spędziłam w Monachium, tam ojciec nie był tak znany. Gdy miałam pięć lat, wiedziałam tylko, że śpiewa i gra na gitarze. Potem przyjechaliśmy na rok do Polski i poszłam tu do szkoły. Nauczycielki strasznie mi dokuczały, że się wywyższam czy wymądrzam, bo jestem córką Jacka Kaczmarskiego, a ja nie miałam bladego pojęcia, o czym mówią. Tak naprawdę zrozumiałam to dopiero teraz. Może mama nie chciała, żebym się tym egzaltowała jako dziecko.

Jak poznawałaś jego legendę?

Można powiedzieć, że została mi brutalnie narzucona. Przyjechałam do Polski 6 kwietnia ubiegłego roku, a 7 kwietnia odbywała się noc wspomnieniowa w kawiarni Antrakt w Teatrze Wielkim. Była telewizja, znajomi, przyjaciele ojca, jego fani i mnóstwo młodych ludzi, którzy wykonywali jego piosenki.

Polityka 29.2007 (2613) z dnia 21.07.2007; Ludzie; s. 81
Reklama