Osiem lat temu Wolfgang Bauer uratował przeznaczony do likwidacji dziewiętnastowieczny browar w Lwówku Śląskim. I sto miejsc pracy dla dręczonego 30-proc. bezrobociem miasta. Lwóweckie uznawano wtedy za najgorsze piwo w Polsce. Pływały w nim darmowe „wkładki mięsne”, nie smakowało nawet miejscowym obszczymurkom. – Kupiłem browar za 3 mln zł. Dość tanio, bo tutejsi wycenili nie tyle sam zakład, ile położone blisko centrum dwie działki, które zajmował. Nie docierało do nich, że mają w Lwówku unikat na światową skalę, prawdziwe piwne muzeum, które na dodatek wciąż warzy piwo.
Dla Bauera browar był kontynuatorem śląskiej tradycji piwnej: w 1209 r. lwóweccy mieszczanie – jako pierwsi na Śląsku – otrzymali prawo do warzenia piwa. On, Niemiec, fanatyk śląskiej historii, potrafił dostrzec skarb ukryty w niedocenianym przez miejscowych zakładzie – unikatowe kadzie i baseny fermentacyjne, których używają dzisiaj już tylko nieliczne browary, warzące piwne rarytasy podług starych receptur. Z użyciem najlepszego słodu, chmielu i najczystszej wody. Ich piwo zdobywa klientów jakością, a nie reklamą. Osiąga przy tym cenę markowych win.
Mieszkańcy Lwówka uznali Bauera za ekscentryka, który nie wiadomo po co wpakował kolejny milion złotych w remont browaru, chociaż mógłby go zburzyć i postawić supermarket. Czego zresztą można się było spodziewać po kimś, kto publicznie obnosi swoją słabość do męskiej biżuterii? Bauer kłuł w oczy również sportowym Lamborghini, zwłaszcza że nie lubił jeździć sam, często towarzyszyła mu któraś z miejscowych piękności.
Kiedy jednak nowe lwóweckie piwo – którego bukiet smakowy skomponował jeden z najlepszych niemieckich piwowarów, opierając się na siedemnastowiecznych recepturach śląskich – zaczęło zdobywać złote medale na krajowych i zagranicznych konkursach, nawet najwięksi zazdrośnicy musieli przyznać, że Bauer ma dotyk Midasa.