Archiwum Polityki

22 lipca – dawniej E. Wedel

Jak przystało na wychowanka PRL, dzień 22 lipca – dawniej E. Wedel – spędziłem na obchodach. Rano słuchałem „Gadania na śniadanie” (Radio TOK FM). Gospodarz programu, człowiek młody, ubolewał, że karierę robi jakiś kolejny serial rodem z PRL. Szczęśliwy człowiek – nie ma większych zmartwień! Nie mógł się nadziwić, że można pokazywać serial peerelowski i ludzie to dzisiaj oglądają. A przecież seriale z tamtych lat są już dawno odarte z ideologicznej trucizny, nie stoją za nimi czołgi, to po prostu lepiej lub gorzej skrojone bajki. Jak mówi Nina Terentiew: „Nie ma co się bić z Klosem. Z Klosem jeszcze nikt nie wygrał”. Niedawno, podczas mistrzostw świata w siatkówce, wielotysięczna publiczność w Katowicach zagrzewała naszych chłopców, śpiewając balladę z „Czterech pancernych”. Czy to znaczy, że chciała wkroczenia sowieckich czołgów na Śląsk?

Inny prowadzący program w Radiu TOK przechwala się, że nie rozumie dziwnych zjawisk, w tym „zakrzywienia czasoprzestrzeni” oraz tego, że połowa Polaków poparła stan wojenny. – Czas skończyć z tą amnezją – wzywa. Mechanizm jest następujący: koledzy wyobrażają sobie PRL jako gułag i nie mogą zrozumieć, kto przy zdrowych zmysłach może tęsknić za więzieniem.

Obserwuję, jak to, co dla mojego pokolenia było współczesnością, naszym życiem – szarym, burym, niechcianym, ale naszym – dla młodzieży jest przeszłością, historią, którą ta młodzież postrzega inaczej, to dla niej czarna dziura odległa jak kosmos. Polska powojenna, którą ja pamiętam, i PRL, który zna dzisiejsza młodzież, nie są identyczne. Dla części młodzieży (nie tej wszechpolskiej) PRL jest śmieszny, ma oblicze „Rejsu”, bywa sympatyczny, ma twarz Maryli Rodowicz.

Polityka 31.2007 (2615) z dnia 04.08.2007; Passent; s. 84
Reklama