Archiwum Polityki

Morderstwo z serialem w tle

Irena Matuszkiewicz, Nie zabijać pająków, W.A.B., Warszawa 2007, s. 280

Cholernik, gangrena, łotr, ostatnia wredota – takich archaicznych wyzwisk używają bohaterzy kryminału „Nie zabijać pająków” Ireny Matuszkiewicz („Agencja złamanych serc”, „Gry nie tylko miłosne”). Wymierające słownictwo moglibyśmy jednak umieścić po stronie superlatywów. Matuszkiewicz napisała kryminał kobiecy – to gatunek, który ma wprawdzie tradycję w polskiej prozie popularnej (Joanna Chmielewska), ale ostatnimi czasy ma się nie najlepiej.

Czytając „Nie zabijać pająków” mamy wrażenie poruszania się po planie polskiego familijnego serialu. Dzielnicowy Maczek to brat bliźniak sympatycznego, ale mało rozgarniętego strachajły z „Rodziny zastępczej”. Obserwujemy znany z seriali rozkwit drobnej przedsiębiorczości, tęsknotę związaną z emigracją członka rodziny, miłość kalekiej dziewczynki. Choć brak tu sentymentalizmu, bo Matuszkiewicz jest znakomitą humorystką. To humor ciepły, przyjazny, familijny – rzeklibyśmy, obyczajowy – jak z lepszego serialu właśnie.

Sam kryminał jest bezbłędnie uknuty, choć toczy się powolnym (serialowym) rytmem. Matuszkiewicz fachowo, z zacięciem socjologa, odmalowuje życie kamienicy w małym miasteczku. To istna analiza społeczna, dodajmy – jakby sprzed lat, rodem z peerelowskich bloków: wszyscy na siebie nadają i radośnie się inwigilują. Każdy realizuje własny styl życia, za nic mając sobie (odmienne) ideały sąsiadów. Przedstawicieli tej małej społeczności widzimy w krzywym zwierciadle – opowiada nam o nich wredna, zawzięta Pająkowska, żona denata znalezionego w pobliskim lasku z zabawkowymi rogami nadzianymi na głowę.

Matuszkiewicz sprawnie rozgrywa pomysł, zgodnie z którym motyw mają wszyscy, a cała okolica syczy od domysłów.

Polityka 37.2007 (2620) z dnia 15.09.2007; Kultura; s. 64
Reklama