Kiedy prawie rok temu pisaliśmy o uprowadzeniu w Gdyni znanego biznesmena Janusza Leksztonia, niektórzy trójmiejscy policjanci powątpiewali w taki scenariusz. Padały sugestie, że to fikcyjne samouprowadzenie, a Leksztoń jest niewiarygodny. W podobnym duchu wypowiadała się wtedy biznesowa wspólniczka i w pewnym sensie życiowa partnerka Janusza Leksztonia Natalia S. Była przez niego podejrzewana o nasłanie porywaczy. Twierdziła, że Leksztoń oszukał ją w interesach i próbuje wrobić ją w rzekome porwanie, aby skompromitować ją u handlowych kontrahentów. Gwoli przypomnienia, oboje zajmowali się sprowadzaniem do Polski i sprzedażą m.in. specyfiku na powiększanie biustu u kobiet.
A jednak Leksztoń mówił prawdę. Śledczy ustalili, że do jego porwania faktycznie doszło, a Natalia S. wchodziła w skład grupy, która tego dokonała. Jej i pięciu innym osobom postawiono zarzut rozboju i pozbawienia Janusza Leksztonia wolności. Natalia S. została aresztowana. Podobnie jak Jerzy S., któremu postawiono zarzut sprawstwa kierowniczego. W skład przestępczej grupy wchodził też były trójmiejski funkcjonariusz policji. Prawdopodobnie te same osoby będą też oskarżone o próbę uprowadzenia Dariusza R., dyrektora w firmie Janusza Leksztonia. Leksztoń, odbywający właśnie w więzieniu wyrok trzech lat pozbawienia wolności za udział w wyłudzeniu kredytu, ma więc powód do satysfakcji, bo nie wierzono w jego wersję zdarzeń i pomawiano o zainscenizowanie własnego porwania.