Archiwum Polityki

Został po nim popiół

To była precedensowa sprawa. Uznano, że Józefa N. zamordowano, chociaż nie znaleziono jego zwłok. Winę wzięła na siebie żona ofiary Anna. Odbył się proces poszlakowy, zapadł wyrok skazujący, ale okoliczności zbrodni wciąż nie są jasne.

Józef N. zniknął w czerwcu 1996 r. Jego żona Anna twierdziła, że wyjechał do pracy. Chociaż nie dawał znaku życia, poszukiwań nie prowadzono. Dopiero siedem lat później Komenda Powiatowa Policji w Zakopanem przyjęła zawiadomienie o przestępstwie. Zgłosił się ojciec zaginionego i powiadomił, że syna prawdopodobnie zamordowano. Wszczęto śledztwo.

Ojciec zeznał, że syna po raz ostatni widział w maju 1996 r. Stanisław N. mieszkał wtedy w Warszawie, zajmował się usługami budowlanymi. Czasem ściągał do pomocy Józka, który znał się na robocie ciesielskiej. Wiosną tamtego roku Józek przez tydzień pomagał ojcu, potem wrócił do siebie do Zakopanego. Ojciec już nigdy syna nie zobaczył.

Józef N. mieszkał w Kościelisku. Miał żonę i troje dzieci. Dwoje z nich – 17-letni Hubert i 18-letnia Krystyna – zaskoczyło śledczych zeznając, że nie interesuje ich, gdzie jest ojciec. Chłopak powiedział: „Do dnia dzisiejszego nie wiem, gdzie jest ojciec i nie jestem ciekaw, co się z nim dzieje”. Słowa dziewczyny tak zanotował prowadzący wstępne przesłuchanie: „sytuacja, jaka panowała do dnia dzisiejszego, tj. rodzina bez ojca, całkowicie jej odpowiadała”. Oboje wyznali, że kiedy Józef N. był jeszcze w domu, zamieniał życie całej rodziny w piekło. Notorycznie upijał się, a wtedy wstępował w niego diabeł. Brutalnie bił żonę i dzieci. Spokój wrócił dopiero po jego zniknięciu. W podobnym duchu utrzymane były zeznania najstarszego syna 19-letniego Krzysztofa i żony Anny. Twierdzili oni, że Józef N. po prostu zniknął i nie wiedzą, gdzie może przebywać.

Uwagę śledczych zwróciły relacje kilkorga osób, które krótko po zaginięciu Józefa widziały przy jego domu potężne ognisko. Zapamiętały to zdarzenie, bo ogień buchał tuż przy domu, groził pożarem, ale Anna, której wtedy zwrócono uwagę na zagrożenie, zbagatelizowała ostrzeżenia.

Polityka 17.2007 (2602) z dnia 28.04.2007; Ludzie; s. 146
Reklama