W związku z kolejną inscenizacją TVP na mój temat („Misja specjalna” 17 kwietnia) oświadczam:
Nie neguję, że przed 1989 r. byłem nachodzony przez tajne służby i wypytywany o kontakty z cudzoziemcami, i nie byłem takim bohaterem, żeby powiedzieć „spieprzaj dziadu” – kategorycznie natomiast zaprzeczam, jakobym był ich świadomym tajnym współpracownikiem. Więcej refleksji na temat własnej przeszłości zamieściłem w książce „Codziennik”. Od pojawienia się pierwszych oskarżeń IPN/TVP pod moim adresem domagam się procesu lustracyjnego przed niezawisłym sądem, którego już dwukrotnie mi odmówiono, ale jakiego, mam nadzieję, dożyję.
Na razie jestem przedmiotem lustracyjnych igrzysk medialnych, politycznych i zarazem komercyjnych, kiedy spośród setek tysięcy teczek wybiera się najbardziej atrakcyjne i handluje nimi, dostarczając publiczności na tacy głowę „zdrajcy”. Mam wrażenie, że jestem obiektem jakiejś kampanii nienawiści. Nie zamierzam bez końca się tłumaczyć. Błędów żałuję, niekoniecznie tych, które są przedmiotem dzisiejszej nagonki, ale życiorysu się nie wypieram. Jestem dumny z mojego dorobku, szczęśliwy, że zyskałem tylu Czytelników i Przyjaciół.
Na s. 144 felieton D. Passenta o tym, jak został... tajnym współpracownikiem Kabaretu pod Egidą.