To, że świat skurczył się dziś zdumiewająco – już wiemy. Pytamy jednak, czy władza, zwłaszcza władza lewicowa, musi być elegancka? AFP napisała, że pani Aleksandra Miller „wybrała strój zdumiewająco provocatrice”, czyli prowokujący czy nawet wyzywający, na przyjęcie cesarza Akihito i cesarzowej Michiko. Chodziło, jak wiadomo, o wydekoltowaną suknię bez rękawów, usianą wielkimi napisami, w tym romance, dosł. romans, sprawa miłosna, przy czym na pewno nie była to aluzja do poprawy stosunków polsko-japońskich, gdyż szef rządu – jak podkreśla AFP – „najwyraźniej nie pozostał obojętny na uroki żony” i czule ją całował pozując fotografom. Z kolei termin romance nie odnosi się do stosunków w małżeństwie. Słowem, pomieszanie z pomyleniem, wyraźna kakofonia stylistyczna.
To, że nadmiernego luzu władzy nie tłumaczy upał, wiadomo od czasu szmoncesu opowiadanego o izraelskim premierze Szaronie. Ariel Szaron miał się pojawić w Knesecie (parlamencie) bez marynarki. Marszałek Knesetu, podenerwowany, zwraca mu uwagę na niewłaściwy strój. „Mnie na to pozwoliła angielska królowa!” – odparowuje Szaron. Posłowie zdumieni, a premier objaśnia, że na wizycie u królowej w Anglii zdjął marynarkę. Królowa powiedziała mu wtedy: Panie Szaron, marynarkę to pan możesz sobie zdjąć u siebie w Knesecie!
Gafa jest tym widoczniejsza, że w przypadku wizyty cesarskiej cała rzecz polega właśnie na pokazaniu się, na prezencji. To zresztą ciekawe studium praktyki dyplomatycznej. Wizyty Cesarskich Mości nie mają żadnej substancji politycznej; cesarz ani jego dwór – z powodów konstytucyjnych – nie prowadzą żadnych konkretnych rozmów. Tak jak w przypadku monarchini brytyjskiej, cesarz ma jedynie sprawiać jak najlepsze wrażenie.