Archiwum Polityki

Szczęście, czyli co?

Wydaje się to nieprawdopodobne, ale prawie 70 proc. rodaków deklaruje, że są zadowoleni z własnego życia. Tak wynika z ankiety „Polityki” przeprowadzonej przez Ipsos-Demoskop. Ale niemal tyle samo Polaków uważa, że większość z nas jest nieszczęśliwa. Zatem, jako jednostki mamy niezłe samopoczucie, jako zbiorowość – fatalne. Czyżby politykom udało się nas przekonać, że jest gorzej niż jest?

Niedawno podczas wizyty w Polsce szef dużej zachodnioeuropejskiej partii socjaldemokratycznej, pytany o ideologię swojego ugrupowania, nieoczekiwanie stwierdził, że chodzi o to, aby ludzie czuli się szczęśliwi. Politycy powinni zrozumieć, czego naprawdę obywatelom potrzeba do szczęścia, nie uszczęśliwiać ich na siłę, ale tworzyć im warunki do samospełnienia. Dość to zaskakujący język, różny od tego, którym zazwyczaj posługują się politycy. Zamiast mówić o dobrobycie, sprawiedliwości, miejscach pracy, podatkach, dopłatach, reformach itp. – mamy określenie jakby z innej bajki: szczęście.

Rzeczywiście, nigdy w historii tak wielkie rzesze nie domagały się prawa do szczęśliwego życia jak obecnie. Dawniej trzeba było przynależeć do wysokiej klasy społecznej, by niejako z urodzenia należała się człowiekowi odpowiednia dawka życiowej satysfakcji. W demokracji jest to nieomal prawo obywatelskie.

W tzw. rozwiniętych społeczeństwach dążenie do przyjemności stało się wręcz obsesją. Kultura masowa chętnie podsuwa wzorce szczęścia: młodość, urodę, pieniądze, luksusową konsumpcję. Te wzorce stają się często utrapieniem, powodem frustracji, zwłaszcza ludzi młodych, dla których rzeczywistość filmowa czy telewizyjna łatwiej staje się punktem odniesienia i aspiracji. Na szczęście, w dorosłym życiu pytani o to, co daje nam prawdziwą satysfakcję (patrz tabela), przywołujemy inne wartości: miłość, ciekawą pracę, spokojne sumienie, szacunek i uznanie ludzi. Może właśnie dlatego czujemy się bardziej szczęśliwi, niż skłonni jesteśmy przyznać.

W Polsce także jesteśmy dziś bardziej zadowoleni z życia, niż byliśmy w latach 80. Choć mniej szczęśliwi – jak wynika to z odpowiednich badań porównawczych – niż Amerykanie, którym już od kołyski wpaja się przekonanie, że sami trzymają w rękach ster własnego życia.

Polityka 29.2002 (2359) z dnia 20.07.2002; Społeczeństwo; s. 74
Reklama