Adam Michnik, gość listopadowego Salonu „Polityki” w krakowskim klubie Pod Jaszczurami, ściągnął tłumy publiczności. Niektórzy miejsca w klubie zajmowali już na cztery godziny przed spotkaniem.
Temat główny to oczywiście integracja z Unią Europejską. Michnik mówił: wybory samorządowe pokazały, że pewna epoka w polskiej polityce skończyła się. Tracą moc dawne podziały rodem ze stanu wojennego, ze stosunku do Okrągłego Stołu. Dziś podstawowa linia podziału biegnie między tymi, którzy są za integracją z Unią Europejską lub przeciwko niej. Ci, którzy są za – ciągle przeważają, ale dynamika całego procesu jest zła. Zyskują przeciwnicy Unii, którzy mają silne argumenty, odwołujące się do społecznych emocji, do ideologii, ale także do problemów ekonomicznych. Te argumenty wspierane są egoizmem części europejskiej klasy politycznej. Dziś w Europie nie ma polityków z wizją i wyobraźnią, myślących o kształcie kontynentu w perspektywie lat dziesięciu czy dwudziestu, a nie w perspektywie najbliższych wyborów. Europejscy politycy nie rozumieją całego kompleksu uzasadnionych obaw i lęków, obecnych nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach kandydujących.
Dziś najistotniejsze jest to, by przekonać obywateli, że dla Polski nie ma innej, lepszej drogi niż integracja. Pozostając poza Unią będziemy bezradni i bezbronni, staniemy się skansenem ponoszącym wszystkie koszty istnienia na europejskim otwartym rynku bez korzyści wynikających z członkostwa.
Taka ocena sytuacji skłoniła Michnika do gorącego apelu: dla polskiej inteligencji skończył się czas splendid isolation, odwracania się z niechęcią od polityki, bo ona brzydka, bo kogoś nie interesuje. Polska inteligencja staje przed prawdziwym egzaminem dojrzałości, kiedy trzeba wziąć odpowiedzialność za losy kraju, by nie zmarnować historycznej szansy.