Archiwum Polityki

Serce na miarę

Jezu, ono pracuje! – wykrzyknął dr Christiaan Barnard na widok pierwszego skurczu serca, które zaczęło miarowo bić po przeszczepie. Była noc z 2 na 3 grudnia 1967 r. W medycynie – noc przełomu.

Na dwóch stołach operacyjnych Szpitala Groote Schuur w Kapsztadzie leżeli: dawczyni serca 24-letnia ofiara wypadku samochodowego i 53-letni kupiec Louis Washkansky w stanie terminalnym, któremu starano się przywrócić życie.

To był niesamowity widok – opowiadał później Christiaan Barnard, który w trzydziestą rocznicę tej operacji, pięć lat temu, udzielił wywiadu POLITYCE (22/97). – Po jednej stronie sali mieliśmy zmarłą kobietę, u której jeszcze biło serce, a obok żywego mężczyznę, który na to serce czekał. Gdy stanęliśmy nad ciałem dawczyni i odłączyliśmy sztuczne oddychanie, jej serce nadal biło! To była moja jedyna chwila zawahania: kiedy otworzyć klatkę piersiową – natychmiast, czy zaczekać na ostateczne zatrzymanie serca? Czekaliśmy prawie kwadrans.

Rozterki Barnarda łatwo zrozumieć. Nie był on wprawdzie ani pierwszym chirurgiem, który przeciął skalpelem klatkę piersiową, ani pionierem przeszczepiania narządów, ale po wielu próbach dokonywanych wyłącznie na zwierzętach był faktycznie pierwszym, który odważył się przełamać ludzkie przesądy. Włożyć w klatkę piersiową serce innego człowieka to był przede wszystkim wysiłek psychiczny, nieporównywalny z żadną inną operacją. Od lat pięćdziesiątych przeszczepiano już z dużym powodzeniem nerki, kilkakrotnie podejmowano podobne próby z wątrobą, trwały eksperymenty z transplantacją płuc. A jednak operacje te nigdy nie wzbudziły takiej sensacji jak zabieg w Kapsztadzie, bo to przecież serce ma w sobie najwięcej mitycznej symboliki.

Washkansky przeżył tylko 18 dni, co uaktywniło sceptyków nie wahających się porównywać Barnarda z nazistowskimi lekarzami wykonującymi medyczne eksperymenty na więźniach. Dopiero gdy atakowany chirurg wykonał miesiąc później drugą transplantację serca i pacjent przeżył 19 miesięcy – wszyscy uwierzyli w nową metodę ratowania życia.

Polityka 49.2002 (2379) z dnia 07.12.2002; Nauka; s. 84
Reklama