Wojna i pokój zaczynają się nie tyle na polach bitew i w salonach dyplomatów, co w głowach zwykłych ludzi. Przekazywane z pokolenia na pokolenie nienawiść i uprzedzenia sprawiają, że również w czasach pokoju między sąsiadami może trwać psychiczny stan wyjątkowy.
Niemal przez cały wiek XX stosunki polsko-niemieckie należały do najtrudniejszych w Europie. Z polskiej strony przez dziesięciolecia negatywny obraz zachodniego sąsiada kształtowała pamięć napaści III Rzeszy 1 września 1939 r., ludobójcza okupacja, straty materialne i kulturalne oraz niemiecki opór w uznaniu skutków zawinionej przez państwo niemieckie wojny, zwłaszcza granicy na Odrze i Nysie. Dla Niemców z kolei sąsiedztwo z Polską było bolesnym przypomnieniem kosztów dwóch przegranych wojen światowych, strat terytorialnych, moralnego potępienia przez narody sąsiednie i wreszcie cierpień dużej części własnego społeczeństwa, które utratą stron rodzinnych i dorobku całego życia zapłaciło za wywołaną przez Hitlera wojnę.
Polsko-niemiecki klincz nie sprowadzał się wyłącznie do pamięci II wojny, zmian granicznych i ewakuacji, wypędzeń oraz wysiedleń Niemców w roku 1945, był też problem rażącej asymetrii i dysproporcji w tym sąsiedztwie. Od XVIII w. w niemieckiej świadomości głównym sąsiadem Niemiec na wschodzie była Rosja, z nią dzielono Europę Środkowo-Wschodnią, układano się, rywalizowano, Polska natomiast była traktowana jedynie jako masa dyspozycyjna lub zastaw. I oto w niemieckiej świadomości właśnie ta tak lekceważona Polska, a nie Rosja budząca w Niemcach opory, ale i fascynacje oraz lęki, stała się głównym wykonawcą kary za dwie wojny światowe. Najgorszy z możliwych punkt wyjścia do przerwania fatalizmu wrogości, lekceważenia i lęków.
A jednak to właśnie fundamentalna zmiana w stosunkach polsko-niemieckich stała się pod koniec XX w.