Kiedy dyrektorzy Teatru Dramatycznego w Warszawie Anna Sapiego i Piotr Cieślak wygrali konkurs na scenariusz imprezy mającej zastąpić Warszawskie Spotkania Teatralne, komentarze były ostrożne i wyważone. Podkreślano atut, jakim jest wygodna sala Teatru Dramatycznego, krytykowano natomiast opieranie się przy doborze repertuaru na werdyktach wydanych na innych festiwalach. Piotr Cieślak konsekwentnie bronił tego pomysłu twierdząc, że Warszawie należy pokazać repertuar już sprawdzony. „Zbieramy śmietankę z polskich i europejskich festiwali” – twierdził jeszcze przed rozpoczęciem imprezy. Praktyka pokazała, że śmietanka ta, przynajmniej w paru przypadkach, okazała się trochę nieświeża; przy czym dotyczyło to nie tyle produktów krajowych, co importu. Nasz teatr okazał się całkowicie konkurencyjny wobec spektakli zaproszonych – czy jednak zaproszone zostały naprawdę te, które na to zasługiwały?
Jeśli przymknąć oko na różnice gustów, to i tak nie da się nie zauważyć, że Cieślak niezbyt ściśle trzymał się nawet własnych założeń. Z Tel Awiwu zaproszona została „Wioska” z Teatru Gesher, nagrodzona w swoim kraju sześć lat temu za reżyserię. Można zrozumieć wzruszenie, jakie wywołuje spektakl rosyjskich emigrantów odtwarzających po hebrajsku okoliczności powstania Izraela; każda międzynarodowa konfrontacja musi jednak ujawnić anachroniczność poetyki i agitacyjne uproszczenia. A Węgrzy? Z teatru w Kaposv?r przyjechało czterogodzinne gigantyczne przedstawienie według Josepha Hellera. Rekomendację stanowił tytuł najlepszego spektaklu 2001 r. Nie wiem, jakie miejsce w lokalnym rankingu zajął kameralny, skromny inscenizacyjnie spektakl „Noży w kurach” z Budapesztu, który wygrał tegoroczny Kontakt, ale wiem, że siła i subtelność ukazanych tam emocji trojga ludzi bez porównania przewyższała łopatologiczny obraz głupoty i chaosu wojska i wojny.