Archiwum Polityki

Osiedlowy recykling

Podczas lektury Raportu [„Dać jeść”, POLITYKA 39] na temat marnowania żywności pomyślałam o mniejszym, ale bliskim mi problemie. W moich rodzinnych Gliwicach, na osiedlu Aleja Majowa, między blokami mieszkalnymi a sklepem spożywczym stały kontenery na śmieci otoczone ochronnym murkiem. Taki system kontenerów przyciągał od zawsze tzw. nurków głębinowych, czyli bezdomnych szukających po kontenerach różnych rzeczy. Wytworzyła się nawet między nurkami a mieszkańcami osiedla pewna symbioza. Nurkowie, najczęściej niezauważalnie, bo w nocy i bez zbędnego zamieszania, zbierali te rzeczy, biorąc udział w recyklingowym kręgu życia. Mieszkańcy, w tym ja, nauczyli się pakować np. stare gazety w snopki, składać szkło do jednego kartonu, pozostawiać stare ubrania, a nadpsute czy zbyteczne jedzenie wkładać do worków w dostępnym dla bezdomnego miejscu. Zapewniam, niewiele się marnowało. To był prawdziwy osiedlowy punkt recyklingowy! Około roku temu ktoś zburzył dotychczasowy murek i wokół kontenerów zbudowano betonowo-metalową klatkę z drzwiami na blokadę, do których każdy mieszkaniec osiedla dostał klucz. Nurkowie nie mają dostępu do śmietnika, więc cały recykling zamarł. Wyrzucane jedzenie gnije i śmierdzi. Już nikt nie zabiera niepotrzebnych ciuchów, mebli, sprzętów, a wszystko to pewnie zostaje wymieszane i wywiezione na śmietnisko.

Hanna Usarewicz, studentka

Polityka 49.2008 (2683) z dnia 06.12.2008; Do i od Redakcji; s. 106
Reklama