Archiwum Polityki

Praca, że głowa boli

Dziennik” przybliżył nam ciekawą sylwetkę Jolanty Fedak – mocno, choć jak się okazuje niesłusznie, krytykowanej szefowej resortu pracy. Z publikacji wyłania się osobowość nietuzinkowa, z racji skomplikowanego charakteru niewątpliwie bliska nam, czytelnikom.

Sympatię i zrozumienie z nutką współczucia budzi zwłaszcza ujawniony przez gazetę fakt, że pani minister nie lubi swojej pracy, jak również swoich współpracowników. Ci ostatni przyznają, że często narzeka, iż w ministerstwie jest jej niedobrze, zwłaszcza że budynek jest brzydki, a atmosfera w środku – przygnębiająca, w związku z czym od rana boli ją głowa. O wypoczynku w takiej pracy trudno mówić, niestety, po pracy jest tak samo, gdyż Jolanta Fedak musi mieszkać w mieszkaniu służbowym, które w ogóle jej się nie podoba, a zdecydowała się na nie tylko dlatego, że pozostałe dwa, które jej zaproponowano, jeszcze bardziej jej się nie podobały.

Jako osoba prostolinijna i do bólu szczera, pani minister narzeka na to wszystko, i słusznie, bo są to zbyt ważne sprawy, żeby je przemilczać. O swojej pracowniczej krzywdzie minister pracy musi mówić głośno, żeby wszyscy wiedzieli, że ciężko mają nie tylko stoczniowcy, pielęgniarki i nauczyciele. Wymienione grupy zawodowe są zresztą w o tyle lepszej sytuacji, że ich praca ma przynajmniej jakiś sens i służy ludziom, tymczasem urzędnicy resortu pracy nie kryją, że zdaniem Jolanty Fedak ministerstwo, którym musi kierować, jest niepotrzebne.

Nie ma powodu jej nie wierzyć, dlatego sprawa ta stawia w nieciekawym świetle ludzi, którzy kazali jej tę pracę podjąć, tzn. premiera Tuska i prezesa PSL Waldemara Pawlaka. Warto się zastanowić, czy jako bezbronna i pochodząca z prowincji kobieta Jolanta Fedak nie stała się ofiarą mobbingu, w wyniku którego musiała przyjąć posadę odrzuconą wcześniej przez kilku kandydatów płci męskiej.

Polityka 49.2008 (2683) z dnia 06.12.2008; Fusy plusy i minusy; s. 102
Reklama