Zaczął się proces gangu z Pruszkowa, a wraz z nim kolejny atak na dopuszczoną od czterech i pół roku w polskiej procedurze instytucję świadka koronnego. Ciekawe, że tych licznych i namiętnych głosów sprzeciwu i krytyki nie było jakoś słychać w grudniu 2000 r., kiedy to Sejm przedłużał egzystencję procesową świadka koronnego o dalsze 5 lat, czyli do września 2006 r. Wówczas bowiem był czas i okoliczności, by do tego nie dopuścić. Już przy okazji wprowadzenia tego dowodu w 1997 r. padały wszystkie te same co i dziś argumenty za (złamanie solidarności świata przestępczego w ukrywaniu zbrodni) i przeciw (ograniczenie konstytucyjnego prawa do obrony). Łączono to jednak z przekonaniem, że trzeba tę nowość przez pewien czas wypróbować w praktyce. Tak postąpiono w RFN. Po próbie zrezygnowano tam ze świadka koronnego. W Polsce stało się inaczej, ponieważ Sejm słusznie uznał, że okres praktykowania tej nowości wymaga jeszcze wydłużenia i wstrzymania się z ocenami. Wysuwanie tych samych co przed laty zarzutów przy okazji procesu jednej z najniebezpieczniejszych grup przestępczych przydaje wątpliwej wymowy wypowiedziom nagle rozbudzonych rzeczników gwarancji konstytucyjnych.