15 września 1951 r. Nikołaj Psurcew, minister łączności ZSRR, otrzymał tajny raport „O audycjach Głosu Ameryki i Radia Wolna Europa nadawanych na Polskę i utworzeniu systemu ich zakłócania”. Podpisał się pod nim A. Żarow, szef Głównego Zarządu Łączności Radiowej, który wykonując polecenie wynikające z uchwały rządu radzieckiego (nr 14148–rs z 11 VIII 1951 r.) z towarzyszami Sawkowem i Pawłowiczem odwiedził Polskę.
Delegaci z Moskwy zapoznali się z radiostacjami w Warszawie, Szczecinie, Gdańsku, Gdyni, Krakowie, Katowicach i Radomiu oraz odwiedzili warszawskie zakłady wytwarzające aparaturę nadawczą i odbiorczą. Zorganizowano im specjalne nasłuchy i pomiary siły odbioru obcych stacji. Ustalono, że w ciągu doby do Polski dociera 30 audycji nadawanych z Londynu, Rzymu, Watykanu, Belgradu, Paryża, Madrytu, Ankary i z rozgłośni Wolna Europa. „Na terytorium Polski nie zorganizowano żadnej ochrony przed audycjami antypolskimi. Zorganizowane od lipca 1950 r. zakłócenia audycji antypolskich nadawanych przez Głos Ameryki, przez stacje Związku Sowieckiego, obejmują i skutecznie chronią tylko w zakresie niewielkiej liczby częstotliwości” – raportował Żarow.
Kłopotliwe fale krótkie
Zdaniem eksperta nie powinno być problemów z ochroną Polski przed audycjami nadawanymi na falach średnich. Można je zakłócać za pomocą już istniejących i nie w pełni wykorzystanych nadajników, które trzeba jednak uzupełnić dodatkową siecią nadajników małej mocy. Natomiast „niewielkie rozmiary terytorium Rzeczypospolitej Polskiej (mniej więcej 600 km ze wschodu na zachód i tyle samo z północy na południe) uniemożliwiają ochronę całego terytorium przed antypolskimi audycjami na falach krótkich”. Dlaczego? Wynika to ze specyfiki fal krótkich.