Archiwum Polityki

Przestroga z Sopotu

Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, prawdziwa gwiazda polskiej samorządności, który wybory na prezydenta miasta wygrywa w pierwszej turze, uwikłany w korupcję? Zapis fragmentów telefonicznej rozmowy z miejscowym biznesmenem i przyjacielem, także politycznym, jest mocno niejasny i trudno przesądzić, że o korupcję tu chodzi. Bardziej uderza mało wyszukane słownictwo. Sprawa stała się oczywiście natychmiast przedmiotem politycznego boju, gdy do akcji ruszyło PiS, co zrozumiałe, bo może znaleźć argumenty przeciwko PO. Z osądem sopockiej afery należy jednak poczekać na ustalenia prokuratury, a nawet ewentualnie sądu.

Niestety najsłabszym ogniwem samorządu jest system kontroli, realizowany przez radnych (radni sopoccy ożywili się politycznie, gdy pojawiło się nagranie). Rady gmin w zasadzie zapominają o swych funkcjach kontrolnych, które są ich głównym zadaniem, a uwikłani politycznie, zaabsorbowani załatwianiem własnych interesów radni pozwalają prezydentom wyrastać ponad miarę. Dlatego nawet prezydent, który nie ma politycznego zaplecza, może, przy pewnej zręczności, rozgrywać różne interesy, zwłaszcza że gmina jest z reguły bardzo poważnym pracodawcą. Prezydent może też wiele załatwić w sektorze prywatnym. Cóż szkodzi szepnąć przedsiębiorcy, że ktoś z krewnych radnego potrzebuje posady?

W takich warunkach prezydent może wyrastać na władcę absolutnego, nadużywającego władzy, ale to już nie zależy od przepisów ustawowych, ale od ogólnej słabości społeczeństwa obywatelskiego. Od czasu wprowadzenia bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów gminy zarządzane są sprawniej, zwłaszcza tam, gdzie wyborcy powierzają funkcję na kolejne kadencje osobom już sprawdzonym – ale system kontroli praktycznie zniknął. Rady zaś są terenem politycznych gier, co przykład Sopotu dość dobrze również pokazuje.

Polityka 30.2008 (2664) z dnia 26.07.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama