Archiwum Polityki

Słońce plus

Swobodne wędrowanie palcem po globusie jest przyjemne, ale nie należy ulegać iluzjom, że panuje tu całkowita swoboda, ponieważ w miarę masowa turystyka, oferowana przez biura podróży, jest mocno selektywna. Odpadają państwa zbyt ubogie, niebezpieczne, bez bazy hotelowej albo ze zbyt zabójczym klimatem, gdzie liczba koniecznych szczepień odstręcza i tych bardziej zawziętych globtroterów.

Nawet ostrożni i politycznie poprawni autorzy katalogów czasami zauważają w zbiorowych opisach warunków urlopowego pobytu, że tak się cywilizacyjnie składa, iż kraje ciepłe i tropikalne są z reguły biedniejsze, z gorszą infrastrukturą, czasami z niepewną sytuacją polityczną. Proszą o dawanie sutych napiwków, wyrozumiałość dla organizacyjnych niedoskonałości i jakości wody w kranach.

Dlatego przeciętna oferta (nie licząc specjalistycznych touroperatorów, organizujących wojaże dla kilku-kilkunastoosobowych grup, do poszukania w Internecie pod hasłami „ekskluzywne, luksusowe podróże”) dość ściśle wyznacza kierunki zainteresowań turyście, który nie ma czasu ani ochoty samemu aranżować sobie może ciekawszego, ale bardziej skomplikowanego wyjazdu.

W całej wielkiej Afryce w grę wchodzą praktycznie tylko trzy państwa: Kenia i od niedawna w polskiej ofercie Senegal oraz Wyspy Zielonego Przylądka.

Te ostatnie są coraz popularniejsze jako bardziej egzotyczna, ale i surowsza, gdy chodzi o przyrodę, wersja Kanarów. Kenia ze swoim safari, wycieczką na Kilimandżaro i dołączonym do tego polegiwaniem na piasku w Mombasie nad Oceanem Indyjskim to już obowiązkowy punkt programu dla tych, którzy chcą zakosztować czegoś nowego, ale w granicach bezpiecznego rozsądku.

Polityka 47.2008 (2681) z dnia 22.11.2008; Poradnik; s. 92
Reklama