Archiwum Polityki

Hrabal wytrawny

Jakże nagle i jakże mocno pokochali Pragę i jednego z jej piewców! Pisarz z Gdańska tak wczytał się w nadwełtawską prozę, że aż stworzył całą powieść-list do Bohumila Hrabala, świetnie wpisując się w styl adresata. Warszawska reżyserka wywiozła pół zespołu Teatru Współczesnego do Pragi, by nawdychać się tamtejszej atmosfery i przeszczepić ją na swoją scenę. „Czas już to powiedzieć – mamy do czynienia z sukcesem czeskiej kultury w Polsce” – obwieściła „Gazeta Wyborcza” z przesadą typową dla dzisiejszej doby, gdy media, miast relacjonować wydarzenia, starają się je kreować a priori.

Nie czyni wiosny (ani praskiej, ani jakiejkolwiek) jedna premiera, powieść, film czy koncert. Zawsze zresztą istniał u nas niezbyt liczny, ale wierny i aktywny klan hrabalofilów. Zawsze funkcjonowali zwolennicy prozy Josefa Škvoreckiego z jednej strony, Milana Kundery z drugiej, zawsze swoje wzięcie miały filmy Miloša Formana (jeszcze te sprzed emigracji), pantomimy Boleslava Polivki, poetycki kabaret spod znaku praskiego Semafora. Kółko zainteresowanych czeską specyfiką nie było przy tym zapewne ani większe, ani mniejsze od innych podobnych zgromadzeń; zrzeszało tych, którzy w swych wyborach kierują się nie modami, promocjami i „boomami”, a elementarną ciekawością tego, co tworzą inni, sąsiedzi zaś w szczególności. Żadne zmiany w tej mierze wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie nastąpią; nic nie wskazuje, iżby czeskie filmy miały wyprzeć z kin amerykański chłam, a Hrabal miał osiągnąć choćby cząstkę tej pozycji na rynku masowej wyobraźni, jaką cieszy się ubóstwiany Wharton.

To, że twórczość Bohumila Hrabala stała się inspiracją i punktem odniesienia dla Pawła Huelle i Agnieszki Glińskiej, bynajmniej nie wydaje się początkiem inwazji czeszczyzny na nasze artystyczne afisze. O czym więc świadczy?

By spróbować odpowiedzieć na to pytanie, warto się przyjrzeć, czego inscenizatorka spektaklu ze Współczesnego szukała w Pradze – tej prawdziwej i tej z kart prozy Hrabala. Na pewno nie spójnej fabuły, intrygi, akcji. Jej spektakl składa się z obyczajowych miniobrazków, sytuacji ledwie naszkicowanych, pozbawionych wyraźnych point, nanizanych dość mechanicznie na fabularny sznurek. Czterech łotrzyków-kombinatorów naciąga prażan na fałszywe ubezpieczenia; ich klientela układa się w galerię portretów, wśród których jest wytwórca sztucznych kwiatów – miłośnik filozofii neoplatońskiej, ponury rzeźnik z rozwzdychaną żonką, drogista-piroman, zwariowany malarz pokrywający każdą wolną powierzchnię bohomazami, panna, której potrzeba miłości sublimuje się w marzeniach o pieszczeniu.

Polityka 47.2001 (2325) z dnia 24.11.2001; Kultura; s. 50
Reklama