Najgorszy był piątek. Projekt nowelizacji ustawy o PIT znalazł się w Senacie i gdyby przeszedł bez poprawek, to w najczarniejszym scenariuszu już w poniedziałek 19 bm. ustawa mogła zostać opublikowana. Dzień publikacji dlatego był ważny, że miał wyznaczać termin wejścia w życie przepisów nakładających nowy podatek od dochodów z odsetek. Obywatelom, gdyby plan wicepremiera Belki się powiódł, zostawały więc tylko 3 dni, łącznie z weekendem, na inwestycje dające szanse odroczenia podatkowej egzekucji.
O ile na początku miesiąca niekwestionowanym przebojem były dwu- i czteroletnie obligacje Skarbu Państwa, to teraz ludzie z determinacją chcieli kupić jednostki funduszy inwestycyjnych lub założyć wieloletnie lokaty antypodatkowe. Takiego nawału klientów banki od dawna nie przeżywały. Obowiązywało hasło: ratuj co tylko możesz.
Stworzona na tę okazję oferta na pierwszy rzut oka była imponująca. Banki, które jeszcze do niedawna właściwie nie miały lokat dłuższych niż dwuletnie, niemal z dnia na dzień zaczęły proponować umowy na 10, 15, 24, a rekordzista nawet na 50 lat. W gazetach i Internecie zaroiło się od reklam długoletnich umów o wielce wymownych nazwach Megalokata, Multiprocent, Impet+, VaBank, Bonus, lokata obronna, lokata bez podatku, Panaceum. Kłopot polegał na tym, że tysiące ludzi w całej Polsce chciało je zakładać w tym samym czasie. A to było oczywiście niemożliwe.
Zarządy banków, widząc, co się dzieje przed kasami, jeden po drugim zaczęły więc ogłaszać, że ich oddziały będą pracować także w sobotę i w niedzielę. Niektóre miały być nawet czynne „do ostatniego klienta”. Nie da się dzisiaj policzyć, ilu podenerwowanych ludzi niepotrzebnie zerwało dotychczasowe umowy po to tylko, by podpisać nowe o wydłużonym terminie i podejmowało gorączkowe, a więc często nietrafne decyzje inwestycyjne.