Nowa matura obchodzi czwarte urodziny. Zdać to jeszcze nie problem. Trzeba zdobyć jak najwięcej punktów. Leży to na sercu szkołom. Im mniej na maturze zgromadzą uczniowie, tym niżej szkoła spada w tworzonym mechanicznie rankingu. Bywa więc, że wszelkimi sposobami nie dopuszcza się do matury najsłabszych. Przede wszystkim na punktach zależy jednak zdającym: czasem brak jednego czy dwóch decyduje o byciu albo nie studentem wymarzonego kierunku. Nie zawsze sprawiedliwie.
Wglądy, poprawianie i inne nowości
Historia Dagmary Aleksandrowicz z Radziejowa, ubiegłorocznej maturzystki: świetna uczennica renomowanego liceum we Włocławku zalicza biologię na maturze, ma zbyt mało punktów, nie dostaje się na wymarzoną medycynę. A ponieważ istnieje możliwość wglądu w pracę maturalną (nowość), jedzie z mamą, nauczycielką, do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Gdańsku oglądać swoją pracę. Prosi o weryfikację. Efekt? Matura wypada jeszcze gorzej. Jedno z zadań ocenione pierwotnie przez egzaminatora na maksymalną ilość punktów, po pierwszej weryfikacji otrzymało punktów dwa, po drugiej – zero. – Nie rozumiem tego. Albo coś jest dobrze rozwiązane, albo źle. Dziwi mnie też, dlaczego najlepsi uczniowie z mojej klasy o profilu przyrodniczo-medycznym biologię na maturze napisali na ledwie 70 proc., a osoba najsłabsza w klasie – na 80 proc. Chyba my – wyposażeni w dużą wiedzę – za bardzo kombinowaliśmy. Nie poddałam się. Cały rok zakuwałam i w maju pisałam biologię ponownie.
Możliwość poprawiania wyników maturalnych to kolejna nowość, oceniana przez większość przyszłych studentów pozytywnie. Już jednak fakt, że nowa matura całkowicie zastąpiła rekrutację na studia, wywołuje kontrowersje. Podoba się tylko tym, którzy bezboleśnie dostali się na upatrzony kierunek.