W „Nieznośnej lekkości bytu” Milan Kundera napisał, że „tam, gdzie przemawia serce, nie wypada, aby rozum zgłaszał wątpliwości. W krainie kiczu panuje dyktatura serca (...) Braterstwo wszystkich ludzi świata można zbudować wyłącznie na kiczu”. I chociaż sławny pisarz miał na myśli głównie komunistyczny pierwszomajowy obrządek z roześmianymi dziećmi wręczającymi kwiecie roześmianym dygnitarzom, to przecież zdanie o wszechwładzy tkliwych uczuć można odnieść do rozmaitych popisów artystycznych. Z dawnych czasów pamiętamy, jak to Jerzy Połomski w nienagannym jasnym garniturze i butach na monstrualnych koturnach zachęcał, by „cała sala śpiewała z nami”, a Krzysztof Krawczyk w marynarskim uniformie namawiał, by udać się „parostatkiem w piękny rejs”. Od kiczu niewolni okazali się także rodzimi rockmani. W krajach demokracji ludowej publiczność straszyła piosenkarko-skrzypaczka Gayga, a w telewizorze zespół Kombi do plastikowych dźwięków przepowiadał, nie wiedzieć czemu, „inwazję śmierci z Plutona”.
Zabawa tandetą
Kicz zapewnić miał masowej publiczności dobre samopoczucie i łatwe wzruszenia, nic dziwnego więc, że nazywany bywał „sztuką szczęścia”. Tyle tylko, że im bliżej naszych czasów, tym trudniej o taką sztukę w czystej postaci. Ba, w myśl postmodernistycznych teorii działalność artystyczna polega na mieszaniu rozmaitych konwencji i stylów oraz grze z oczekiwaniami odbiorcy. Dlatego też o spontaniczny kicz dziś trudno, znacznie łatwiej zaś o przykłady zabawy tandetą. Doszło nawet do tego, że na dystans do własnej osoby oraz dworowanie z własnego wizerunku scenicznego zdobyła się Violetta Villas, nagrywając piosenkę razem z rockmanem Kazikiem. Tenże Kazik gra także w zespole El Dupa, który na okładce najnowszej płyty umieścił wiele mówiący napis „Akademia kiczu”.