Archiwum Polityki

Powtórka z rozrywki

„Ostatniego roku w Marienbadzie” to romantyczne zawołanie, które widzom słynnego niegdyś filmu Alaina Resnais (z poetyckimi dialogami manierycznej Margeritte Duras) przywodzi pamięć szeleszczących sukni, dyskretnych perfum i wyrafinowanej dekadencji. W rzeczywistości francuski film powstał bodajże w Monachium, a sudeckie Mariańskie Łaźnie i pobliskie Karlowe Wary były jeszcze przed dziesięciu laty obrazem socjalistycznej nędzy, dekadencja cesarskich kurortów była już odległym wspomnieniem. Rzeczywistość była przaśna i ludowa, a wykwintne ozdoby kamienic z końca wieku odpadały podmywane strumieniami wody płynącej z murowanych rynien.

W Karlowych Warach, czyli w Karlsbadzie, byłem poprzednio w siedemdziesiątym roku, w dwa lata po interwencji sił paktu warszawskiego, kiedy to honor polskiego żołnierza doznał uszczerbku pod Hradec Kralowe, a wypisane na sztandarach hasło „Za Wolność Waszą i Naszą” brzmiało szyderczo i wstydliwie. Pamiętam ówczesny festiwal filmowy, na którym niepodzielnie rządzili radzieccy towarzysze, choć starano się jeszcze utrzymać pozory czeskiej niezależności. Międzynarodowemu jury przewodniczył sędziwy autor kreskówek pan Zeman, który na wstępie w dyskretnej rozmowie pozbawił mnie wszelkich złudzeń co do niezależności swych poczynań. Uczynił to zresztą z pewnym wdziękiem, bo zapytał mnie, czy znam inne uzdrowiska w Europie, które zapisały się w historii. Kiedy nie mogłem trafić, podpowiedział mi, jak w teleturnieju, że chodzi tu o Vichy i mam z tego wyciągnąć aktualne wnioski.

Logika ówczesnej sytuacji wskazywała na to, że zwycięzcą musi być film radziecki i w trakcie finałowych obrad naszego jury powiedziano nam, że odmiennie niż na zachodnich festiwalach (gdzie w ocenach decyduje presja komercjalna) na jedynym wielkim socjalistycznym festiwalu naszą decyzją wysyłamy sygnał do postępowych ludzi świata o tym, jak rozwija się postępowa sztuka.

Polityka 30.2001 (2308) z dnia 28.07.2001; Zanussi; s. 89
Reklama