Archiwum Polityki

Trybuna objazdowa

Nie sposób przejść do porządku dziennego ani w ogóle dokądkolwiek nad gorszącym sporem rozpętanym przed tegorocznymi obchodami Dnia Wojska Polskiego. Kto i z jakich pozycji wzniecił ów spór – to powinno stać się przedmiotem odrębnych dociekań. Skupmy się na meritum, które również nie jest jasne i rzecz jasna – choćby z uwagi na tajemnicę wojskową – jasne być nie może.

Oczywiste – wręcz porażająco oczywiste – jest jedynie to, że doszło do próby uszczuplenia uprawnień głowy państwa jako jedynego i niekwestionowanego zwierzchnika naszych Sił Zbrojnych. Wszystkich, którzy słusznie uważają, że Siły Zbrojne powinny mieć jednego niekwestionowanego zwierzchnika, bo wojsko bez wodza jest jak żołnierz bez karabinu, porazić musiała propozycja rządowa (dodajmy, że chodzi o rząd polski, lub przynajmniej mieniący się polskim), by głowa państwa nie stała lub dokładniej rzecz biorąc nie jechała na czele tradycyjnej defilady wojskowej.

Każdy nieuprzedzony obserwator musi stwierdzić, że defilada bez głowy na czele nie wygląda tak ładnie, jakby mogła i powinna. Tym bardziej że, jak słychać, tym razem pan prezydent miał jechać na białym koniu i zdawało się, że jedynie prognozy zapowiadające deszcz mogą ten piękny plan zniweczyć. Otóż okazuje się, że nie tylko one, bo również określone koła, a dokładniej kręgi rządowe.

Co więcej, z otoczenia tych samych kręgów, a nawet z ich centrum, wypłynęła propozycja, by trybuna, z której przywódcy pozdrawiać będą defilujących żołnierzy oraz przelatujące F-16, stała nie przed Belwederem, lecz bliżej gmachu Rady Ministrów (w której skład, nie kryjmy tego, wchodzi nie tylko minister obrony narodowej, czego już byłoby nadto, lecz również minister spraw zagranicznych, a nawet premier).

Polityka 32.2008 (2666) z dnia 09.08.2008; s. 4
Reklama