Rzecznik praw obywatelskich podważył właśnie zasadę, według której do przedszkoli przyjmowane są w pierwszej kolejności te dzieci, które w dniu rozpoczęcia roku szkolnego miałyby już ukończone 3 lata. Zapisanie dziecka do przedszkola staje się więc coraz trudniejsze. Bywa, że na jedno miejsce przypada teraz nawet czworo, pięcioro kandydatów (niektóre osiedla w Gdańsku). Kolejki do zapisów ustawiają się jeszcze w nocy (Warszawa). Zdarza się, że szefostwo przedszkola z góry informuje, że dzieci rodziców niesamotnych, niepatologicznych i pełnosprawne raczej nie mają szans – pójdą do przedszkola rok później albo wcale.
W latach 80. było w Polsce ponad 26 tys. przedszkoli, a 20 lat później – gdy do rozmnażania zabrali się ich wychowankowie – już tylko niewiele ponad 8 tys., w tym ponad 7 tys. publicznych. Ich liczba nie spadła jeszcze bardziej drastycznie dzięki nieformalnym inicjatywom: otwierano małe placówki jako filie biblioteczne albo ośrodki integracyjne dla dzieci z rodzin z problemem alkoholowym – tak można było omijać biurokratyczne bariery.
Tymczasem dzisiejszych potencjalnych rodziców – 20–30-latków – jest o 1,9 mln więcej niż osób o 10 lat starszych. Co może oznaczać zwiększanie się liczby potencjalnych przedszkolaków nawet o 50 tys. rocznie!