Archiwum Polityki

Naga groza?

[dla każdego]

„Młodości wiecznie naga witaj”. Komentatorzy Gombrowicza roztrząsali po wielekroć, czy okrzyk ten wypada brać za wyznanie wiary pisarza, czy to tylko refren finałowego ansamblu z bądź co bądź „Operetki”. Teatr naszej doby jest, jak się zdaje, zdecydowany: tryumf nagości wiecznie młodej zda mu się perspektywą przeraźliwą. Takim akcentem kończył „Operetkę” Jerzy Grzegorzewski w Narodowym, tak wieńczy też spektakl Jacek Bunsch w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu: naga Albertynka w męskim towarzystwie pląsa w rytm agresywnego rocka, rozbitkowie dwudziestowiecznej zawieruchy dyskretnie wyciekają pod ścianami ze sceny. Sosnowiecki spektakl jest klarowną przypowieścią o minionym stuleciu, czytelną, wolno wierzyć, także dla widowni, która ma w tyłku historię – choć nieuproszczoną bardziej, niż żądał tego autor. Belle epoque jest tu celnie i cienko sparodiowana w rolach Wojciecha Leśniaka (Szarm), Barbary Lubos-Święs i Adama Kopciuszewskiego (księstwo Himalaj); Jerzy Dziedzic w leninówce i z dolepioną brodą wygląda jak z rewolucyjnego plakatu. W scenie wojennej atmosfera gwałtownie poważnieje, by odważnie przełamać się w groteskę (obłąkani Szarm i Firulet jako dzieci-kwiaty!); spadają maski, peruki i przebrania, ustępując gołej dziewczynie i byczkom w czarnych podkoszulkach. Sprawne, wciągające widowisko, wsparte świetną, oryginalną muzyką Janusza Grzywacza. Z rosnącym podziwem wypada śledzić niewielki i permanentnie niedoceniany teatr z Sosnowca, konsekwentnie i rzetelnie, bez ulgowych taryf prezentujący swojej widowni kanon sztuki scenicznej. Budujący fundament, od którego reżyserskie eksperymenty mogą się dopiero odbijać, a o którym nasz teatr tak skwapliwie zapomina.

Polityka 26.2001 (2304) z dnia 30.06.2001; Kultura; s. 46
Reklama