Likwidacja rybołówstwa dalekomorskiego niemal u progu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, która prowadzi wspólną politykę rybacką, spowoduje bardzo niekorzystne i dalekosiężne konsekwencje ekonomiczne:
– z powodu braku floty utracimy tytuł do ubiegania się o kwoty połowowe zarówno na wodach zarządzanych bezpośrednio przez Unię jak i w ramach umów rybackich zawartych przez Unię z kilkudziesięcioma państwami z Europy, Afryki, Ameryki Płd. i Azji. Dotyczy to także limitów uzyskiwanych przez Unię od międzynarodowych organizacji rybackich jak: NAFO, NRAFC, IOES, CCAM-LR; nasze zasoby rybne znajdujące się w EEZ (wyłącznej strefie ekonomicznej) zostaną objęte wspólną polityką rybacką Unii, a to skutkować będzie udostępnieniem ich rybakom z takich państw członkowskich jak Niemcy, Dania czy Szwecja. Ten scenariusz, niestety, bardzo realny, co potwierdza artykuł red. Sochy (POLITYKA 38), doprowadzi do całkowitej marginalizacji rybołówstwa polskiego i uzależnienia przetwórstwa rybnego od importu.
Gdyby jednak nasze przedsiębiorstwa przeżyły, a umowa akcesyjna zabezpieczyła interesy rybołówstwa, to wówczas pojawiłyby się szanse na wyjście z kryzysu. Przy pomyślnym przebiegu negocjacji uzyskalibyśmy, być może, kwoty połowowe w tak atrakcyjnych rejonach jak półAtlantyk, Morze Barentsa, a może nawet Morze Północne. W tym ostatnim akwenie znajdują się bogate zasoby makreli, obecnie w dużej części eksportowane na wschód (Rosja, Polska, Ukraina) z powodu ograniczonego zbytu w Europie Zachodniej. Polska, poza zasobami, dysponuje wszystkimi czynnikami potrzebnymi do rozwoju rybołówstwa, więc mamy doświadczoną i wysoko kwalifikowaną kadrę, chłonny rynek zbytu, infrastrukturę lądową, tj.