Sędziowie i dziennikarze często nie rozumieją się. Ci pierwsi alergicznie reagują na każdą krytykę, żądają w gazecie prawniczej precyzji, wszędzie wietrzą zamach na swą konstytucyjnie gwarantowaną niezawisłość. Dziennikarze z kolei nie mogą pojąć niektórych rozstrzygnięć sądów i postanowień prawa, swobodnie wodzą piórem, częściej wyrażają nastroje opinii publicznej niż racje fachowe wymiaru sprawiedliwości.
Polemika (patrz ramka) rzecznika prasowego sądu w Poznaniu dr. Piotra Góreckiego z Ludwikiem Stommą jest więc częścią większej całości. Mój poznański krajan surowo ocenia felieton Stommy.
„Nieprawda, oszczerstwo, brak staranności, naruszenie dóbr osobistych” – to są zarzuty najpoważniejsze z poważnych, odmieniane przez dr. Góreckiego. Wprawdzie rzecznik sądu w Poznaniu uznaje szczególne prawa felietonu (ma być „lekki i efektowny”), ale jest to tylko deklaracja bez praktycznych dla dalszych wywodów konsekwencji.
Dziennikarz, polemizujący z sędzią w obronie kolegi, może być podejrzewany o profesjonalną solidarność. Oddam więc raczej głos sędziom Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który od dziesięcioleci zajmuje się relacjami: sądy – prasa.
„Swoboda dziennikarska obejmuje również możliwość posłużenia się w pewnym stopniu przesadą a nawet prowokacją... Istnieją różne style dziennikarskie: poważny, satyryczny itd. Satyra zakłada sama w sobie przesadę. W przypadku debaty publicznej nie można poprzestać na ocenie wyłącznie formy i słów” (z wyroków 1994–95). Parę lat wcześniej Trybunał wypowiada pogląd światoburczy: „Nawet jeżeli artykuł mógł być interpretowany jako atak na integralność i dobre imię, interes ogólny, zezwalający na publiczną debatę o funkcjonowaniu sądownictwa, jest znacznie ważniejszy niż chęć ochrony przed krytyką dwóch sędziów” (werdykt z 1987 r.