Ojcom USA, państwa federalnego, zależało na podkreśleniu samodzielności poszczególnych stanów Unii. Dlatego prezydenta wybierają elektorzy stanowi i dlatego w tydzień po głosowaniu ciągle nie wiemy, kto nim zostanie. W istocie w USA nie ma wyborów federalnych; w jaki konkretnie sposób stany mają organizować wybory, jakie wprowadzić karty do głosowania i jak obliczać głosy – decydują one same. Komisja wyborcza w dużym okręgu na Florydzie zarządziła ręczne liczenie pół miliona głosów, gdyż zdarzało się, że automaty liczące odrzucały drobną część kart do głosowania, choć na tych kartach była jasno wyrażona wola wyborcy. Skoro z dumą podkreślamy, że w demokracji każdy głos się liczy, to nie można się obrażać na ludzi, którzy chcą je policzyć dokładnie. Na szczęście w skomplikowanym systemie wyborczym USA jest także czas na liczenie głosów i skargi sądowe, bo elektorzy zbierają się dopiero 18 grudnia, a gdyby nie doszli do porozumienia, konstytucja dokładnie przewiduje sposoby przełamania impasu. Demokracja to bałagan, ale na ogół jest on i tak lepszy niż narzucany porządek. Ponadto wiadomo, że amerykański system zwykle daje sobie radę.