Archiwum Polityki

Dziadkowie ze skierowania

Rodzinne domy dla osób wiekowych to nowość w Polsce. Przypominają rodzinne domy dziecka. Czy taki model się przyjmie?

Dom jednorodzinny w Kokoszkach, dzielnicy na obrzeżach Gdańska. W pokoju z kominkiem i telewizorem przy wspólnym stole zasiadają trzy kobiety i dwóch mężczyzn. Najstarszy jest pan Marian – 95 lat. Pani Marysia, najmłodsza, ma dopiero 57 lat. Jest o cztery lata młodsza od Danuty Woleckiej, energicznej, zażywnej właścicielki domu, która krząta się między kuchnią a pokojem, donosząc ciasto i herbatę. W przelocie to kogoś przytuli, to pogłaszcze. – Ciocia moja kochana, co ja bym bez niej miała – powtarza 84-letnia pani Sabina; ma mieszkanie w Gdańsku, a do cioci przyjechała w odwiedziny.

Ta ciocia to imaginacja starszej pani, która cierpi na demencję. Z Danutą Wolecką nie łączą jej żadne więzy rodzinne. Danuta razem z córką Małgorzatą, lat 21, studentką III roku prawa, prowadzi coś, co nazywa się rodzinnym domem pomocy. Przypomina to rodzinne domy dziecka, ale podopiecznymi są osoby starsze. Do domu Woleckich skierował je Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Gdańsku. On też finansuje ich pobyt. Seniorzy mają u pań Woleckich całodobową opiekę i wyżywienie. MOPS za każdego podopiecznego płaci 1700 zł miesięcznie. Część kosztów, ale nie więcej niż 70 proc. emerytury lub renty, ponoszą sami seniorzy. Analogicznie jak za pobyt w domach pomocy społecznej (DPS). Z tym że miejsce w DPS kosztuje 1900–2000 zł.

– To domy symbiotyczne – powiada Sylwia Ressel, rzeczniczka gdańskiej pomocy społecznej. – Seniorzy mają dobrą opiekę, a rodzina, która przyjmuje ich pod swój dach, ma zysk i zajęcie. Staramy się kierować do tych domów raczej osoby na chodzie, które nie muszą mieć na miejscu lekarza i pielęgniarki.

Polityka 19.2008 (2653) z dnia 10.05.2008; Ludzie; s. 115
Reklama