Archiwum Polityki

Million Dollar Hotel

[dla każdego]

Tytuł nie powinien nas zmylić: nie idzie tu o hotel dla milionerów, przeciwnie, galeria jego mieszkańców nie ma nic wspólnego z wielkim światem i nawet nasuwa się pytanie, w jakim stopniu odpowiada ona klienteli hotelowej jako tako rzeczywistej? Mamy tu do czynienia z wyobraźnią Wima Wendersa, reprezentanta autorskiej awangardy filmowej. Jednak jego wizja, jakkolwiek zawsze oryginalna, z reguły opiera się na fabule gatunkowej i to standardowej, wręcz hollywoodzkiej („Hotel” jest współprodukcją niemiecko-amerykańską). Jest to science fiction, zresztą zaledwie zaznaczona, skoro akcja umieszczona jest w zgoła nieodległej przyszłości, bo w 2001 r. w połączeniu z kryminalnym thrillerem, odbywającym się w Los Angeles, owym typowym filmowym mieście sensacyjnej tajemnicy. Mówi nam o niej Tom Tom, młodzieniec naiwnie nierozgarnięty, który właśnie popełnił samobójstwo, skacząc z dachu Million Dollar Hotelu; wraca on do przeszłości i opowiada o podobnej śmierci Izzy’ego, innego mieszkańca hotelu. Pojawia się detektyw, w wykonaniu Mela Gibsona, przeprowadzający śledztwo w owej sprawie. Jest tu pijak Shorty, narkomanka Vivien, współlokator Izzy’ego malarz Geronimo, który, jak się okazuje, był zamieszany w obrót skradzionymi dziełami sztuki z udziałem Izzy’ego i przede wszystkim Eloise, do której Tom Tom żywi odwzajemnione uczucie. Niestety była ona, jak się stopniowo dowiadujemy, nadużyta przez Izzy’ego – przynajmniej tak on sam twierdził. To z kolei doprowadza do samobójstwa naszego Toma Tomasa. Byłoby jednak błędem, gdybyśmy przywiązywali wagę do rozwiązania zagadki kryminalnej: spotka nas zawód! Bo cała owa akcja jest tylko pretekstem do klimatu psychologicznego, na którym Wendersowi zależy.

Polityka 38.2000 (2263) z dnia 16.09.2000; Kultura; s. 44
Reklama