Kto nie chciałby być jednym z tych herosów, których nigdy nie rozkłada żadna choroba? Nawet jeśli wokół szaleje grypa – oni nawet nie kichną; gdy innym dokuczają fruwające w powietrzu pyłki – ich wiosna tylko cieszy. Czy zawdzięczają to wyłącznie genom? Poniekąd tak, choć właściwiej byłoby powiedzieć, że odporność wyssali z mlekiem matki, bo wraz z naturalnym pokarmem otrzymali największy kapitał zdrowia na resztę życia: przeciwciała, które chronią ich przed zarazkami i pozwalają wyjść z największych zdrowotnych opresji.
– Żywienie naturalne nie tylko wzmacnia nie w pełni jeszcze wykształcony układ odporności dziecka, ale ma także wpływ na jego prawidłowy rozwój – mówi prof. Kazimierz Madaliński, immunolog z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. Zanim noworodek przyjdzie na świat, już przez łożysko otrzymuje zapas przeciwciał (zwanych inaczej immunoglobulinami) należących do klasy IgG. Przez całe życie przeciwciała te i później powstałe komórki pomocnicze będą wspierać białe krwinki – najważniejsze czynniki układu immunologicznego – w pochłanianiu bakterii i wirusów, które dostaną się do organizmu. W pierwszych dniach po urodzeniu, gdy matczyny pokarm nazywa się siarą, dziecko otrzyma w posagu kolejne elementy tworzące wewnętrzne zapory: makrofagi, granulocyty, limfocyty – bataliony szczelnego kordonu policji, które będą musiały przez następnych kilkadziesiąt lat sprawnie ze sobą współpracować, by bronić właściciela przed atakami mikrobów.
Jak rozpoznać intruza
– To paradoks, ale immunologia, czyli dziedzina zajmująca się mechanizmami odporności, ma na swoim koncie więcej zasług we wprowadzaniu metod hamujących odpowiedź odpornościową niż w jej usprawnianiu – twierdzi prof.