Archiwum Polityki

Neoprohibicja

I tak oto uznali nasi politycy, że nadszedł czas rozprawić się z paleniem w miejscach publicznych. Poseł Tadeusz Cymański postanowił udowodnić, że jest Europejczykiem, czego dotąd rzeczywiście nie było widać, i zgłasza projekt odpowiedniej ustawy. „Co Francuz wymyśli, to Polak polubi” – pisał już Adam Mickiewicz. Niestety, dotyczy to tylko głupich pomysłów znad Sekwany. Jeśli chodzi o laicyzm, prawo aborcyjne, rygoryzm ekologiczny etc., jakoś Francji nie naśladujemy. Dużo łatwiej, myśli Cymański, stać się paryżaninem, zakazując innym zaciągać się miłym dymkiem. Otóż bardzo byłbym w tym małpowaniu ostrożny, gdyż na wsi francuskiej już zaczęła się kontestacja nowego prawa, a prawnicy wymyślają coraz to nowe furtki, jak je skutecznie ominąć. Na przykład przekształcamy kawiarnię czy pub w klub prywatny, do którego wstęp możliwy jest tylko za kartami członkowskimi. A kartę można ewentualnie wykupić u portiera... Jest też dużo innych sposobów, co już wypróbowano we Włoszech, a nawet w Stanach Zjednoczonych.

Wszelkie skrajności są chore, więc powodują zdrowy opór organizmu społecznego, co w konsekwencji ośmiesza skrajne prawa (a przy okazji prawo w ogóle), nie wspominając o prawodawcach. Oczywiście, palący nie powinni przeszkadzać niepalącym. W instytucjach, gdzie jedni z drugimi muszą się spotykać, zakaz palenia jest zrozumiały i wystarczy znaleźć tylko dyskretny, wentylowany kącik dla dymiącej mniejszości. Nikt jednak nie zmusza nikogo do chodzenia do tej właśnie restauracji, kawiarni czy dyskoteki. Niech więc będą jedne dla palących, inne dla niepalących, a właściciele niech sami zadecydują, co im się bardziej opłaci. Jajko Kolumba? Niestety, nie.

Cymański chciałby bowiem ingerować również w nasze życie prywatne.

Polityka 3.2008 (2637) z dnia 19.01.2008; Stomma; s. 92
Reklama