Współczesne fetysz party przypomina bal przebierańców dla dorosłych; więcej tu zabawy z wymyślaniem stroju i podążania za swoimi fantazjami niż skóry i gumy w kontekście sadomaso – twierdzi Dave Wood, współorganizator Torture Garden, jednej z największych imprez tego typu.
Torture Garden organizowane jest raz w miesiącu od 1990 r. Gdy impreza obchodziła ostatnie urodziny, bilety wyprzedano już tydzień wcześniej – zgromadziła ponad 2,5 tys. wielbicieli. Na biletach TG zawsze wydrukowana jest informacja, że osoby ubrane w wyjściowe, ale klasyczne stroje, nie zostaną wpuszczone. Obowiązuje bowiem tzw. dress code: Fetish + Burlesque + Bodyart + Kinky Drag + Theatrical + Porno Punk + Uniforms + Medical + Carnival + PVC + TV/TS. A jeśli ktoś nie do końca wie, co to wszystko oznacza?
Wystarczy wyobrazić sobie scenerię jak z „Gwiezdnych wojen” lub z filmów, w których pojawiają się seksowne pielęgniarki z biustami zawsze gotowymi do utulenia domorosłych pacjentów albo lolitki w przykrótkich spódniczkach w kratkę, jakby żywcem wyrwane z konserwatywnego college’u na wagary. Nie brakuje też takich akcesoriów jak gumowe lub skórzane kostiumy szczelnie opinające ciało, często łącznie z twarzą. W czasie Torture Garden z okazji Halloween gęsto było od wampirów, diabłów, aniołów i żywych kościotrupów. Na walentynkowej zabawie zatytułowanej „Zwierzęca miłość” zdarzyło się, że świnia tańczyła w parze z kociakiem. Na innej bawiono się w cyrk i wówczas najwięcej było klownów, treserów dzikich zwierząt i prowadzonych na smyczach ludzkich drapieżników, pojawiła się także pani z żywym wężem. Na takiej imprezie każdy przedmiot lub sytuacja może stać się fetyszem i nic nie stoi na przeszkodzie, by głęboko skrywana fantazja stała się rzeczywistością.